czwartek, 29 sierpnia 2013

Z całkiem innej beczki

To nie będzie post o szyciu, ale o życiu :) Całkiem nowym życiu...

Dzisiaj w naszej rodzinie,  pierwszy raz od dłuższego czasu, pojawiło się nowe dziecko. 
Po czternastu  latach znów zostałam ciocią i z tej okazji powstał prezent, a raczej dodatek do niego. Podpatrzony gdzieś w sieci pomysł wydał mi się na tyle fajny, że postanowiłam zrobić coś podobnego. Powstal tort z pieluszek jednorazowych:


Po zapakowaniu w folię:



Witamy cię Błażejku na świecie!



poniedziałek, 26 sierpnia 2013

A końca nie widać...

Dzisiaj mogę zaprezentować całość. Do kompletu z koszulą nocną powstał jeszcze szlafrok:


A satyny zostało jeszcze całe mnóstwo... Jak w tytule - końca nie widać :)
Chyba będę musiała uszyć jeszcze pidżamę, a może i Młoda załapie się na gatki do spania.


Za to koronkę wykorzystałam co do centymetra. I całe szczęście, bo więcej nie chcę mieć z nią nic do czynienia. Wszywanie koronki z ząbkami to droga przez mękę. Zwłaszcza kiedy te ząbki trzeba najpierw wyciąć ;) 

Tak, tak - przyznaję - jestem masochistką. Bo jak inaczej nazwać kogoś, kto przez pół dnia najpierw wycina ząbki w koronce, potem walczy z przyszyciem, a na koniec wycina ząbki... w satynie :) Ja to wiem jak sobie uprzyjemnić życie... 

Nie będę gołosłowna i pokażę wam z bliska z czym przyszło mi się tak mordować :



Ale kiedy teraz patrzę sobie na całość to dochodzę do wniosku, że chyba jednak warto było :) 



Wykrój pochodzi z tej samej Burdy co koszulka z poprzedniego wpisu, czyli 12/2005 (model 126). 
 
www.burda.pl

Właściwie bez zmian. Wprawne oko zauważy jednak, że brakuje elementu zdobniczego w postaci koronki na rękawie ;) Na doszywanie koronki do rękawów zabrakło mi już niestety siły...

Za to zamontowałam sobie dziergane szlufki i wieszaczek zamiast tradycyjnych doszywanych: 


Teraz mogę śmigać po domu w całkiem eleganckim dezabilu :)



A na koniec wisienka na torcie :) 
Po przekartkowaniu najnowszego numeru Burdy (9/2013) zobaczyłam to:


Mała rzecz, a tak cieszy...

sobota, 24 sierpnia 2013

Coś na lepszy sen :)

Zazwyczaj po przeglądzie zawartości szafy dochodzę do jedynego słusznego wniosku (tak jak większość przedstawicielek naszej płci), że  "ja nie mam co na siebie włożyć".

Tym razem wnioski były zgoła inne. Okazało się bowiem, że ja nie mam w czym spać! Przy panujących tego lata warunkach pogodowych można się w zasadzie piżamą tudzież koszulą nocną nie przejmować, ale upały przecież już się kończą...

I na tę porę przejściową między gorącym latem, a jesienią uszyłam sobie coś do spania i nie tylko ;)


Wykorzystałam satynę, która była nietrafionym kolorystycznie zakupem internetowym. Ilekroć zaglądałam do swoich zasobów materiałowych widok tej satyny męczył mnie okropnie. Zwłaszcza, że było jej kilka metrów, a jest przyzwoita gatunkowo. Tylko ten kolor...

 

Miała stanowić podszewkę tej sukienki. Zamawiałam szyfon i satynę w jednym sklepie po zapewnieniu sprzedającego, że obie tkaniny dopasują mi kolorystycznie. W paczce znalazłam piękny morski szyfon i szmaragdową satynę... uroki zamawiania na odległość :(

Musiała chyba jednak swoje odleżeć, żebym spojrzała na nią łaskawszym wzrokiem. Po dodaniu kremowej koronki już nie wydaje się taka ciemna i ostatecznie do spania się nada. 


Wykrój oczywiście burdowy - 12/2005 mod.127:

www.burda.pl

Uszyta prawie bez zmian - jest dłuższa niż oryginał i pozbawiona koronki na podłożeniu.
Lamówka kolorystycznie dopasowana do koronki. Kupiona w pasmanterii, bo musiałabym być masochistką, żeby samodzielnie produkować 1,5mb lamówki z satyny i to jeszcze ze skosu :) 

Zdecydowanie poszłam na skróty kupując "gotowca", ale w ramach pokuty podszyłam całość ręcznie. Szew maszynowy nie bardzo mi tu pasował. Tak wygląda wykończenie od środka:


Nie bardzo wiedziałam jak przyszyć koronkę. Przeszyłam dwa razy potrójnym zygzakiem (tzw. trójskok) - zwykły zygzak marszczył tkaninę. Nie wygląda to może pięknie, ale mam nadzieję, że dobrze zniesie pranie :)

Ps. Do koszulki szyje się coś jeszcze.... uparłam się, że wykorzystam tę satynę do końca :) Ciąg dalszy wkrótce nastąpi...


wtorek, 20 sierpnia 2013

Ostatnie podrygi lata...

Dziewczyny na blogach szykują się już do jesieni. 
Ja też już chyba zacznę wyciągać powoli grubsze tkaniny. Zanim to jednak nastąpi pokażę wam jeszcze całkiem letnią sukienkę. Jedną z moich ulubionych:

 


Jak widać po stopniu wygniecenia to czysty len. Gniecie się już od samego patrzenia. 
Ale o ile w przypadku innych tkanin uznałabym to za niechlujstwo, to w przypadku lnu jest do wybaczenia :) Kiedy temperatura sięga 30 stopni w cieniu, liczy się tylko fakt, że jest przewiewny i przyjemnie chłodzi ciało.
Ktoś koniecznie chciał się załapać na zdjęcie... :)
Wykrój pochodzi z Burdy 4/2011 model 132. Tak mi się spodobał, że pominęłam drobny szczegół - materiał zalecany naturalna skóra zamszowa :)
Trzeba było troszkę pokombinować z odszyciami, których ze zrozumiałych względów na arkuszu wykrojów nie było. Przeniosłam też suwak na środkowy szew tyłu, bo wolę się trochę pogimnastykować przy zakładaniu, niż mieć przedramię podrapane od metalowej końcówki :) 
 
www.burda.pl

I pobawiłam się troszkę ze stebnowaniem. Nie jest to mistrzostwo świata, ale może docenicie fakt, że nie używałam podwójnej igły i każdy szew szyłam osobno :)


 Na koniec wersja z paskiem - tak najczęściej ją noszę:


Ps. Na zdjęciach widoczny jest wisior z tego postu. Doczekał się prezentacji na dekolcie, aczkolwiek dekolt tym razem mało widoczny :)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Nihil novi...

Czyli nic nowego... 
Kolejna wersja spodni, które już dwukrotnie wam pokazywałam. Dla przypomnienia - panterki i żółte. 
Tym razem nie uszyłam ich jednak dla siebie - dwie wcześniejsze pary w zupełności mi wystarczą. Zwłaszcza, że tę część garderoby noszę sporadycznie.

Kobaltowe, albo chabrowe, w każdym razie intensywnie niebieskie spodnie są prezentem dla mojej kuzynki, u której gościłam w lipcu. 

 

Nie lubię szyć dla innych, bo zawsze wiąże się to dla mnie z dużym stresem, ale tym razem nie miałam wyboru. Gdybym nie obiecała, że po powrocie uszyję jej takie same musiałabym wrócić do domu bez spodni :))) 


Trudno kupić dobrze dopasowane spodnie. Zwłaszcza gdy ma się bardzo kobiecą figurę tzn. sporą różnicę w obwodzie bioder i talii. Zazwyczaj są za szerokie u góry, albo za wąskie na dole, a ten wykrój sprawdza się w takim przypadku idealnie. Nic dziwnego, że Bogusia po przymierzeniu obydwu par nie chciała ich oddać :)


Na szczęście (albo na moje nieszczęście) obie mamy podobne gabaryty, więc z szyciem uwinęłam się migusiem. Nie musiałam robić papierowej formy, przymiarki też nie były potrzebne. Tylko trochę nudno szyć po raz trzeci to samo... 

I mam tylko jedno, małe "ale" - nie mam pojęcia dlaczego, ale tym razem wyszły jednak troszkę węższe. Prawie rurki... Ale jestem pewna, że elastyczny materiał troszkę się jeszcze rozciągnie podczas chodzenia i spodnie nie będą takie opięte. 


Ps. Liliana (Zapomniana Pracownia) postanowiła uczcić rocznicę Akcji Uwalniania Tkanin. 
Wymyśliła rewelacyjny konkurs. Zapraszam serdecznie w jej imieniu :)


środa, 7 sierpnia 2013

Romantycznie...

Naoglądałam się ostatnio poszewek na poduszki, które szyły dziewczyny w II etapie Letniej Akademii Szycia (galeria) i oczywiście pozazdrościłam. Musiałam uszyć swoją wersję, chociaż w konkursie udziału nie biorę. 



Zamarzyła mi się romantyczna poducha z koronkami wiązana na troczki. W trakcie krojenia okazało się że tkaniny starczy akurat na dwie sztuki, więc powstała też poducha nr 2. Dzięki temu uwolniłam kolejny kupon materiału zalegający w szafie :)

Poszewka nr 2 jest już bez troczków, zapinana tradycyjnie na dwa guziki z tyłu, ale ma za to ozdobną listwę i serduszkowe aplikacje.

 

Kolor na zdjęciu niech was czasem nie zmyli. Poszewki są czyściutkie, nic a nic nie przykurzone. Bardzo trudno uchwycić rzeczywistą barwę tego lnu - musicie uwierzyć mi na słowo, że ma śliczny śmietankowy odcień :)





Robota szybka i przyjemna - pozwoliła mi choć na trochę zapomnieć o afrykańskich klimatach za oknem. Pogoda nie odpuszcza i nawet krótka burza, która nas dzisiaj nawiedziła nie oczyściła atmosfery...

A jak już chwyciłam za aparat, żeby w tych morderczych temperaturach obfotografować poszewki to pstryknęłam też kilka fotek kolczykom, które udało mi się ostatnio uszyć.

Zielone na biglach w założeniu mają stanowić komplet z bransoletką z tego postu


 
Brązowe sztyfciki zrobiłam specjalnie do trójkątnego wisiora, który pokazałam ostatnio:




Same trójkąty... tak jakoś wyszło ;)

niedziela, 4 sierpnia 2013

Audrey i trójkąt z trójkącików



Leń ze mnie ostatnio okropny... Mogę zwalać winę na upały, na wredną anginę, która mnie ostatnio męczyła (klimatyzacja ma też swoje ciemne strony :)), na remont w domu, ale prawda jest taka, że dopadła mnie całkowita niemoc twórcza. 
Coś tam niby dzióbię sobie po kątach, ale to niestety przeważnie przeróbki wszelkiego rodzaju. Poprawki krawieckie, szycie poszewek i inne różne, nie mniej ambitne przedsięwzięcia szyciowe :)

Coś jednak udało się skończyć. Obserwując dziewczyny przy pracy na koszulkami z poprzedniego postu sama nabrałam chęci na malowanie. I nie byłaby sobą gdybym nie spróbowała. Dziewczyny maziały swoje galaxy, a ja wycięłam szablon i wyprodukowałam sobie koszulkę z  Audrey Hepburn :)

 

Malowanie poszło migusiem, ale sporo czasu zastanawiałam się jak ciuch przerobić. 
Audrey powstała bowiem na męskim T-shircie w rozmiarze XXL i musiałam przetransformować go do damskiej koszulki w rozmiarze M. Wyszło tak:


 Przekopałam mnóstwo stron z tutorialami.  Po mozolnym procesie myślowym oświeciło mnie i postanowiłam jej nie udziwniać. Postawiłam na najprostszy możliwy fason. Za to poszalałam z dekoltem - może nawet trochę za bardzo, ale ja takie lubię i już! :)

 

Zdjęcia pochodzą z dzisiejszej wycieczki rowerowej, co widać niestety. Audrey troszkę już wytarmoszona, szorty też, o sobie samej nawet nie wspomnę ;) Mówi się trudno... i jedzie się dalej. Żelazka ze sobą targać przecież nie będę :)
Na koniec koraliki - przecież post bez koralików byłby nieważny ;)

Tym razem trójkąt z trójkącików:)


Wisior z koralików Toho Triangle 11o w kolorze Metalic Iris Brown oraz Toho Round 11o w kolorze Antique Bronze:

 

To jest moja wersja naszyjnika Eleny Tarasiuk

Na razie wisi sobie na długaśnym łańcuszku udającym brąz, ale zastanawiam się czy nie zamienić go na coś innego. Macie jakieś propozycje? :)