Niby jeszcze jest, ale właściwie to już jej nie ma. Szybko powstała i szybko zniknie. Pewnie dzisiaj zakończy swój krótki żywot w koszu na śmieci. Taki szyciowy eksperyment zakończony fiaskiem. Podobno zdarza się, nawet najlepszym ;)
Tak bardzo spodobała mi się ostatnia sukienka Agnieszki (tutaj), że postanowiłam wypróbować wykrój, z którego powstała. Dla ścisłości wykrój na bluzę w rozmiarze młodzieżowym na 164cm wzrostu. O święta naiwności! Może i mam 164 wzrostu, ale na tym podobieństwa rozmiarowe się kończą.
Lustro też mam, ale jak zwykle strasznie kłamie ;)
Uparta jestem jednak i brnęłam dalej. Przezornie do testów wyciągnęłam z czeluści szafy coś, co bardzo dawno temu upolowałam w sh. Dzianiny jak widać było całkiem sporo, ale poświęciłam jeszcze koszulkę męża.
Pewnie już się domyśliłyście, że granatowa wstawka na przedzie nie była zaplanowana? No nie była, ale przyznać muszę, że to jedyny element, który mi się w tej bluzce podoba.
Cała reszta jest do bani - rękawy są za wąskie w ramionach, przez co całość podjeżdża do góry i miałam problemy z wykończeniem dekoltu. Dół dzięki wstawce został poszerzony, ale nie układa się tak jak powinien.
A dzianina z odzysku - szkoda gadać. Może i dziewczyny wynajdują w sh perełki, ale ja trafiłam na wyjątkowy niewypał. Chyba mnie ten print omamił, albo ujrzałam potencjał w ilości, bo nie przyjrzałam jej się dokładnie. Jakość zerowa - mimo, że cienka to sztywna, a najciekawsze, że podczas szycia (igłą do dzianin) porobiły się dziurki :(
Ale najlepsze zostawiam na koniec - przedzierając się przez zarośla (oczywiście w poszukiwaniu idealnego miejsca do zdjęcia ;)) zahaczyłam o gałąź. I dodatkowo mam śliczną dziurę w prawym rękawie :) Teraz to się nawet do noszenia po domu nie nadaje.