Płaszcz, który widzicie na zdjęciach liczy sobie już ponad dziesięć lat. Nie mam pojęcia czym kierowałam się przy jego zakupie. Jest ogromny i sporo na mnie za duży nawet teraz, kiedy jestem o dobrych kilka kilogramów (tak na oko jakiś jeden rozmiar) większa niż wtedy kiedy go nosiłam. I uprzedzam wszelkie insynuacje - nie byłam wtedy w ciąży :D
Właściwie to w użyciu był tylko jeden sezon, a potem wylądował na strychu. Aż do ostatniego lata. Z powodu remontu dachu musiałam wynieść wszystko co pod owym dachem się nagromadziło. Przy okazji segregacji tony klamotów odnalazło się wiele rzeczy, o istnieniu których dawno zapomniałam, a między nimi i ten płaszcz.
Postanowiłam dać mu druga szansę, bo jak większość z was nie mogłam wyrzucić czegoś co jest w ciekawym kolorze, nie jest zniszczone, a przy okazji ma rozmiar dający duże pole do popisu. Przeszedł małą metamorfozę, albo lifting jak kto woli :)
Jak to zwykle w takich przypadkach bywa plan przeróbki był trochę inny, bo choć rozmiar był duży, to jednak ogromne podkroje pach znacznie ograniczyły mi pole manewru. Boczne elementy byłyby zbyt krótkie do całości i dlatego musiałam posiłkować się inną tkaniną. Szerokie mankiety i stójka powstały w nawiązaniu do boczków. I muszę przyznać, że dodatek czarnego chyba wyszedł całości na dobre.
Teraz żadna ocieplana kurtka już nam nie straszna :)