piątek, 23 stycznia 2015

Mały lifting


Płaszcz, który widzicie na zdjęciach liczy sobie już ponad dziesięć lat. Nie mam pojęcia czym kierowałam się przy jego zakupie. Jest ogromny i sporo na mnie za duży nawet teraz, kiedy jestem o dobrych kilka kilogramów (tak na oko jakiś jeden rozmiar) większa niż wtedy kiedy go nosiłam. I uprzedzam wszelkie insynuacje - nie byłam wtedy w ciąży :D


Właściwie to w użyciu był tylko jeden sezon, a potem wylądował na strychu. Aż do ostatniego lata. Z powodu remontu dachu musiałam wynieść wszystko co pod owym dachem się nagromadziło. Przy okazji segregacji tony klamotów odnalazło się wiele rzeczy, o istnieniu których dawno zapomniałam, a między nimi i ten płaszcz.
Postanowiłam dać mu druga szansę, bo jak większość z was nie mogłam wyrzucić czegoś co jest w ciekawym kolorze, nie jest zniszczone, a przy okazji ma rozmiar dający duże pole do popisu.  Przeszedł małą metamorfozę, albo lifting jak kto woli :) 


Jak to zwykle w takich przypadkach bywa plan przeróbki był trochę inny, bo choć rozmiar był duży, to jednak ogromne podkroje pach znacznie ograniczyły mi pole manewru. Boczne elementy byłyby zbyt krótkie do całości i dlatego musiałam posiłkować się inną tkaniną. Szerokie mankiety i stójka powstały w nawiązaniu do boczków. I muszę przyznać, że dodatek czarnego chyba wyszedł całości na dobre.


Pierwszy raz szyłam z materiału na ocieplinie i trochę się tego obawiałam. Ale nie było tak źle - obie (ja i moja Janomka) dałyśmy radę. 
Teraz żadna ocieplana kurtka już nam nie straszna :) 








niedziela, 18 stycznia 2015

Serducha, serca, serduszka


Sezon na serduszka zaraz się zacznie. Zaczęłam więc przygotowania. Wszak Walentynki już za miesiąc, a glina potrzebuje czasu. Wraz z przyjaciółką wykonałyśmy prototypy magnesów na lodówkę specjalnie dla zakochanych. 


Gdyby ktoś chciał sprawić taki drobny prezent komuś bliskiemu to jesteśmy otwarte na propozycje :)


 





Jak widać na powyższym obrazku wzięłam sobie wasze rady do serca i zamierzam zająć się ceramiką bardziej poważnie. W ramach badań marketingowych rynku od czasu do czasu będę zamieszczać posty z pracami, które można będzie u mnie zakupić lub zamówić ;) 
Jeśli macie własne pomysły to chętnie podejmę się wyzwania i postaram się spełnić wasze ceramiczne marzenia.

niedziela, 4 stycznia 2015

Sukienka na przekór


Nie będę się z wami witać w nowym roku, bo w starym się z wami nie żegnałam :) 
Poprzedni nie był dla mnie zbyt łaskawy, więcej zabrał niż dał, więc chciałabym jak najszybciej przejść do następnego. Na 2015 mam jeden jedyny plan - zamiast mówić "zamierzam to zrobić" po prostu zacząć działać :) 

 


A w nowym roku - nowa sukienka. Na dobry początek :)

Nie żeby jakaś specjalna była. Ot zwyklak z pikówki, ale jak na mnie to chyba jednak nietypowy. Głównie przez brak talii, a trochę też przez kolor, bo jakoś nie wpadłam do tej pory na pomysł, żeby w zimie szyć prawie białe sukienki.


Właściwie to muszę się przyznać, że do podjęcia decyzji o uszyciu zostałam sprowokowana przez pewną sytuację, albo raczej przez osobę. 
I nie była to pozytywna motywacja. A że ja lubię działać na przekór, to powstało to co widać na zdjęciach. Jak w tym wyglądam też dobrze widać ;)
Okazało się, że warto zweryfikować czasem swoje wyobrażenie o własnym wyglądzie, przełamać się i założyć coś co do tej pory omijało się szerokim łukiem. Bo najważniejsze jest to jak się w tym czujesz, a nie jak oceniają cię inni. Wiem, że to frazes - sama powtarzałam go przecież wielokrotnie. Ameryki nie odkryłam, ale w końcu przetestowałam go sama na sobie. I od dzisiaj zamierzam się do niego stosować.
 
Bo kto powiedział, że czterdziestolatka nie może nosić jasnych, oversizowych sukienek mini :D

 

Po przydługim wstępie czas na szczegóły techniczne. 

Wykrój pochodzi z Burdy 2/2014 model 112. 


Zmiany niewielkie - przedłużyłam trochę rękawy, a falbany zastąpiłam mankietem. Zmniejszyłam też odszycie podłożenia, a właściwie porządnie zmniejszyłam całą sukienkę. Dzięki ostrzeżeniom dziewczyn, które już szyły ten model wykroiłam rozmiar o dwa numery mniejszy niż ten, który noszę. Sukienka jest mimo tego dość luźna. 
W rozmiar 40 weszłabym pewnie razem z córką, a może i Klusek jeszcze by się zmieścił :)


Pikówka w dwóch kolorach (ecru i beż) to pozostałości po kurtkach, które szyłam latem dla siebie i dla Liwii (Tęcza i coś jeszcze, Przerywnik przymusowy). Jaśniejsza już wykończona, ale beżowej jeszcze kawałek zostało. Trzeba będzie dla niej znaleźć jakieś zastosowanie.

Całość wyszła tak jak się spodziewałam - jest prosto, luźno i wygodnie. Czyli to co tygryski lubią najbardziej. Coś czuję, że jeszcze niejedna sukienka o takim kroju zagości w mojej szafie :)