poniedziałek, 27 stycznia 2014

Sukienka "wysyłkowa"

Trzymajcie mocno kciuki :)

Uszyłam właśnie kolejną sukienkę, ale tym razem zaskoczyłam samą siebie. Nie krojem sukienki, bo jest raczej mało skomplikowany. Pierwszy raz zdecydowałam się bowiem uszyć coś na odległość. 

Pewnej młodej, dobrze znanej mi pannicy z drugiego końca Polski zamarzyła się kiecka. Koniecznie czarna, koniecznie z dołem z ekoskóry.  

 

Madzia jest w wieku mojej Młodej, są też prawie identycznego wzrostu. Miałam cichutką nadzieję, że moje dziecko będzie mogło mi posłużyć za manekin w rozmiarze 34 i będę mogła dopasować sukienkę na niej, ale nadzieja prysła jak bańka mydlana, kiedy odbyłam konsultacje telefoniczne z mamą Madzi. Dostałam dokładne wymiary -  figury  mają całkiem różne. 


Może figury to lekkie nadużycie słowne w przypadku trzynastolatek, ale zaokrąglają się nam te dziewoje tu i ówdzie. Jedna trochę mniej, a druga trochę bardziej ;) 
Efekt jest taki, że uszyłam, dziś wysłałam i modlę się, żeby wszystko pasowało...


Krój jak widać prosty bardzo - góra z grubej i mięsistej dzianiny, wokół dekoltu i podkrojów pach wąziutka lamówka. Dół z ekoskóry. Obie części połączone paskiem. Pod pasek wszyłam podszewkę, żeby go lepiej ustabilizować, bo ta akurat ekoskóra jest cienka i dość elastyczna:


Przed zapakowaniem zrobiłam zdjęcia. Z braku odpowiedniej modelki zmolestowałam Młodą. Na niej sukienka niestety trochę wisi, ale mam nadzieję, że na właścicielce będzie leżała idealnie. 


Niech ci się kochana Madziu kiecka od ciotki dobrze nosi ♥




piątek, 24 stycznia 2014

Taki sobie golf...


Dzisiaj krótko będzie, bo co tu pisać. Golf jak golf... 
Kolor nie najpiękniejszy i wzór pstrokaty jak u arlekina (dzianina kupiona wieki temu na allegro), ale fason ciekawy i wygodny. 

 Burda 9/2010, model 12:


Ciekawy, bo golf jest skrojony z całością. Nie za wysoki, nie za niski - w sam raz. Rękawy wąskie i celowo za długie - jak komuś marzną łapki to ma bluzkę z mitenkami. Dwa w jednym :)



Przy tej pstrokaciźnie na golfie nie bardzo widać szczegóły wykroju, więc wrzucam rysunek techniczny:

www.burda.pl

I mogę go wam uczciwie polecić, bo szyje się bezproblemowo i błyskawicznie. Godzinka i ciuch gotowy. Dłużej zajęło mi zrobienie i obrobienie zdjęć niż krojenie i szycie łącznie.


Spódniczka widoczna na zdjęciach też jest mojej produkcji. Możecie sobie o niej poczytać tu

Ps. A pod stopką maszyny kolejna sukienka...

Aktualizacja:

Z tej samej dzianiny uszyłam kiedyś Młodej kimonową bluzkę. I chyba w tym fasonie rombikowy wzór prezentował się lepiej.


Z góry przepraszam za jakość zdjęcia - dziewczę strzeliło ostatnio do góry i jakiś czas temu z bluzki wyrosło. Została tylko taka nie najpiękniejsza fotka w sztucznym oświetleniu...

Ps. Przy szyciu z tego wykroju zwróćcie proszę uwagę na rękawy. Są bardzo wąskie. Jeśli ktoś za takimi nie przepada, to lepiej wybrać w miarę elastyczną dzianinę, albo poszerzyć wykrój rękawa :)


środa, 22 stycznia 2014

Spodnie dla krasnala

Nie mogłam się powstrzymać. Z kawałka dresówki, który został po czerwonej sukience uszyłam spodenki dla Błażeja. Rozmiar 80. 

Uśmiecham się ilekroć na nie patrzę - szycie dla maluchów jest takie przyjemne...


Szkoda mi tylko troszkę, że nie mogę wykazać się w szyciu maleńkich sukieneczek, ale dla chłopca też jak widać można coś wykombinować. I przy okazji pozbyć się resztek materiałów, których sporo jednak po szyciu zostaje.

Czerwień przełamałam trochę szarością, żeby mały nie wyglądał jak krasnal. I dodałam kieszonkę, która raczej jeszcze mu się nie przyda. Ale za to wygląda tak słodko:



Nawet nie wiedziałam, że takie fajne ściegi ozdobne mam w swojej Janomce - będę mogła poszaleć, bo oprócz samochodzików są też samolociki, okręty, kotki, pieski i cała masa innych.

 
Zdjęcia bez modela, bo choć to najmniejsze spodnie jakie w życiu uszyłam to Błażej musi jeszcze do nich podrosnąć. Będą w sam raz kiedy zacznie raczkować...


Gdyby ktoś poszukiwał wyrojów dla takich maluszków to spodenki znalazłam
w Burdzie 12/2006 model 142.



poniedziałek, 20 stycznia 2014

Z archiwum - part 2

Obiecałam wam, że od czasu do czasu będę pokazywała rzeczy, które powstały w erze "przedblogowej". 
Zgodnie z obietnicą dzisiaj część druga (część pierwsza tu), ale nie ostatnia, bo jeszcze całkiem sporo takich perełek mam poupychanych w szufladach :)

Wychowywałam się w domu, w którym stał stary, przedwojenny singer po babci (stoi tam z resztą do tej pory), a po szufladach przewalały się nitki, włóczki, druty i szydełka. Można rzec, że robótkoholikzm wyssałam z mlekiem matki i nie będzie to dalekie od prawdy. Nie mam niezbitych dowodów - zdjęć takich w domowych annałach nie znalazłam, ale mogę się założyć, że moja mama coś w czasie ciąży jednak wydziergała...

Szydełko dostałam po raz pierwszy do ręki kiedy byłam sześcioletnią dziewczynką. I wbrew obawom wielu dzisiejszych mam oka sobie nim nie wydłubałam :) Może nie wydziergałam od razu takich serwet jak te na zdjęciach poniżej, ale nauczyłam się łańcuszka, robienia słupków i półsłupków. I tyle mi wystarczyło, żeby później, już jako nastolatka, móc paradować we własnoręcznie wydzierganych bluzkach i swetrach. 

Tyle historii, teraz przejdźmy do rzeczy, czyli moich archiwaliów szydełkowych :)

Za ozdóbkami typu serwetki i bieżniki nigdy nie przepadałam, ale jak widać kilka lat temu całkiem mi się odmieniło. Może się starzeję po prostu i szydełkowe dodatki wnętrzarskie zaczynają mi się podobać :)

Mniejsza, (84cm) wydziergana na stolik do kawy ze wzoru znalezionego w internecie: 

 

 


Większa ma 90cm średnicy. 

I tu ciekawostka: gazetkę ze wzorem kupiłam w 1993 z zamiarem wydziergania właśnie tego modelu. Wydziergałam ją w 2011, czyli nosiłam się z zamiarem jej zrobienia 18 lat. Serwetka pełnoletnia :) Co się odwlecze to nie uciecze.


I jeszcze może kawałek wzoru w zbliżeniu:




Obie powstały z bawełnianej nici pod wymowną nazwą "Serwetkowa" nieistniejącego już
(i nieodżałowanego przeze mnie) jeleniogórskiego Aniluxu. 


Cdn...


piątek, 17 stycznia 2014

Jak wino...

Monokolorystycznie się u mnie zrobiło. 
I monotematycznie również....

Kolejna sukienka, kolejna w czerwieni. 


Całe szczęście, że krój całkowicie inny niż w dwóch poprzednich i odcień czerwieni też się różni. Może nie zanudzę was na śmierć :)

Tym razem krój kombinowany - góra z Diany, a dół z prostokąta, który ułożyłam w kontrafałdy. Dzianina punto w pięknym kolorze wina, choć zdjęcia pewnie tego nie oddają. 


Pomieszkuje sobie ta sukienka w mojej szafie już jakiś czas i stwierdzam, że jest jedną najwygodniejszych moich sukienek. Na tyle luźna, że nie wymaga zamka, a jednocześnie szwy francuskie odpowiednio podkreślają  kobiece kształty w górnej części. Na dodatek dół skutecznie maskuje skutki mojego łakomstwa.


I można poszaleć z dodatkami, chociaż w moim przypadku niekoniecznie. Naszyjniki, chusty, szale noszę sporadycznie - czuję się mało komfortowo jak mi coś u szyi dynda :) Z drugiej strony zimą nie wyjdę z domu bez dokładnego opatulenia gardła. Taki ze mnie freak...

środa, 15 stycznia 2014

Na specjalne życzenie


Młoda zażądała przed świętami sukienki. Dziwy niesłychane... 

Zaczyna chyba dorastać, bo do tej pory nie chciała o sukienkach i spódnicach nawet rozmawiać, a teraz sama o nie prosi. Nie narzekam, chętnie się do tego przyzwyczaję :)


Prośby są konkretne: ma być taki kolor i taki krój. Czasem tylko uda mi się przemycić jakiś mój pomysł. Tak jak w tym przypadku.

 
Zamówienie było na sukienkę z dołem z połowy koła, koniecznie w bordowym kolorze. Bordo jest. Koło, a właściwi pół - jest. Od siebie dodałam tylko pasek z ekoskóry. 

 

Ale jedno nadal się nie zmienia. Młoda marudzi za każdym razem kiedy ją proszę o przymiarkę. 
A namówienie do pozowania do zdjęć wiąże się z fochem, którego owe zdjęcia pięknie uwidaczniają :)
 
Dane techniczne: 

Góra z bordowej lakosty. Dość cienka była, więc przód i tył uszyłam z podwójnej warstwy i dzięki temu nie musiałam męczyć się z odszyciem dekoltu. Wykrój własny. Dość luźny - dałam tylko zaszewki piersiowe. Rękaw prawie 3/4.
Dół też dzianinowy, na podszewce. Skrojony z połowy koła. 

Ulubiony fason Młodej. Właściwie jedyny który zgadza się nosić :)



poniedziałek, 13 stycznia 2014

Nowy rok - nowa sukienka


A że za oknem styczniowe szarości i brązy to owa sukienka mocno kontrastująca z otoczeniem być musi. I jest - intensywnie czerwona. W znacznej części przynajmniej -  ku zaskoczeniu otoczenia i mojemu własnemu również. Nie żebym coś przeciwko czerwieni miała. Bardzo lubię ten kolor... na kimś innym:) Na mojej osobie zdecydowanie mniej mi się podoba.

Ale kobieta zmienną jest, jak słusznie ktoś zauważył, bo kiedy ostatnio odkryłam kawałek krwistoczerwonej dresówki w swoich zasobach zapałałam natychmiastową chęcią uszycia czegoś dla siebie. 
Swoją drogą już bardzo źle ze mną być musi, bo nie pamiętałam, żebym go kiedykolwiek kupowała. Zaczynam się w gubić przy tej ilości szmat i szmatek, którą udało mi się zgromadzić :)


Jak widać dzianiny nie wystarczyło na całość i musiałam zadowolić się sukienką czerwoną tylko częściowo :) Reszta została uszczknięta z dużego kuponu szarej dresówy, która ma w przyszłości (raczej bliżej nieokreślonej) stać się bluzą męską.

Sami rozumiecie, że musiałam  zrekompensować sobie jakoś te szare rękawy. I tym sposobem na połączeniu obu kolorów pojawiła się taśma suwakowa ze złotymi ząbkami... :) Żeby było ciekawiej nadmienię, że za złotymi dodatkami również nie przepadam. Sama siebie nie poznaję...



Ale to połączenie bardzo mi się podoba.


Za to tył podoba mi się znacznie mniej. Pierwsza wersja zapięcia, czyli rozcięcie zapinane na guzik z pętelką nie zdała egzaminu - obie części za bardzo rozchylały się na boki. Wersja druga, czyli zapięcie na haftki jest chyba malo estetyczne, zwłaszcza, że nie do końca zakrywa bieliznę. Ostatecznie na całej długości tyłu zainstaluję chyba kryty zamek - prozaiczny, ale jakże praktyczny :)  


Sukienka powstała na podstawie tuniki z Burdy 9/2012 model 123B. Mogę go wam z czystym sumieniem polecić, bo wykorzystałam, go już po raz trzeci (sukienka i tunika) i pewnie nie ostatni. Idealnie sprawdza się jako wykrój bazowy do szycia dzianinowych bluzek i prostych sukienek.

Ps. Zastanawiam się jeszcze, czy zostawić ją w takiej długości, czy skrócić do wysokości kolan?


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Błażejowy śpiwór :)

Matka Natura nie śpi. Drzemie sobie tylko... i odzywa się wtedy, kiedy człowiek jest pewien, że jej głos dawno już w sobie uciszył. 
Tak się dzieje u mnie za każdym razem kiedy w naszej rodzinie pojawia się nowy człowiek. Na szczęście (dla mnie) takie sytuacje pojawiają się bardzo rzadko, a ja szybciutko staram się głos Matki Natury zagłuszyć... Wystarczy uszyć coś dla malucha. I na jakiś czas moje instynkty zostają zaspokojone ;)


Bardzo żałuję, że nie miałam maszyny do szycia, kiedy na świecie pojawiła się Młoda. Wszystkie jej ubranka, poza dzierganymi sweterkami i czapeczkami, pochodziły ze sklepu. 
Jedyną rzeczą, którą wtedy dla niej uszyłam była poszewka na becik. Nie taka tradycyjna, wiązana troczkami, ale w wersji nowocześniejszej - z suwakami po bokach. Coś w rodzaju śpiwora dla niemowlaka. Oczywiście z braku sprzętu szyjącego całość uszyłam ręcznie i wyhaftowałam krzyżykami w śliczne misie i motylki... Chyba będę musiała wam ją kiedyś pokazać :)


W misiowym beciku wychowało się jeszcze dwoje dzieci i troszkę stracił na urodzie. Darzę go jednak dużym sentymentem i w trosce o jego trwałość (chciałabym zostawić go Młodej na pamiątkę) następnemu maluchowi uszyłam podobny wynalazek. Tym razem dużo bardziej praktyczny, bo z milutkiego polaru i na ocieplinie zamiast wypełnienia z puchu. W sam raz na zimę, której nie ma :)


Nadaje się i do łóżeczka - nie ma możliwości, żeby niemowlak zrzucił z siebie okrycie, i do wózka, bo dobrze chroni przed wiatrem i mrozem.
Wybaczcie tylko, że za modela robi Kubuś Puchatek. Lepszego, a właściwie docelowego nie miałam z zasięgu aparatu :)


Dziecięce ubranka i akcesoria pewnie będą się od czasu pojawiać na blogu za sprawą pewnego czteromiesięcznego kawalera, dla którego uszyłam ten śpiworek. Szycie dla maluchów jest takie przyjemne...


Ps. Muszę wam się pochwalić, że prezent został przez właściciela błyskawicznie zaakceptowany, bo mały zasnął natychmiast po tym jak został nim opatulony :)