wtorek, 16 grudnia 2014

Była sobie koszula...


Męska koszula - gdyby ktoś pytał przypadkiem :)

Jak wiecie niezbyt często zabieram się za przerabianie czegokolwiek. Zdecydowanie bardziej wolę zaprojektować i uszyć coś od nowa. 
W głównej mierze dlatego, że wykrojenie czegoś z kuponu materiału jest dużo łatwiejsze niż zrobienie tego samego z czymś co już istnieje i ma określoną formę. Podziwiam dziewczyny, które potrafią zobaczyć w  starych dżinsach kamizelkę (brummBLOGGing), albo piękną torebkę w skórzanej kurtce (Szycie uzależnia). Ja jestem w tej kwestii totalnie ślepa. 

Ale tym razem mnie olśniło - przy okazji buszowania w sklepie z używaną odzieżą w moje łapki wpadła biała męska koszula. Zupełnie zwykła w kroju, ale materiał z którego ją uszyto już taki zwykły nie jest. Ma specyficzną, wypukłą strukturę w romby. Same rozumiecie, że nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Zwłaszcza, że kosztowała aż całą złotówkę :)


Przytargałam ją do domu w nadziei, że tylko lekko ją zwężę i dodam pionowe zaszewki, bo białych, koszulowych bluzek nigdy nie mam dość. Ale po przymiarce stwierdziłam, że nie dam rady chodzić w czymś co zapina się na męską stronę. Jakaś fobia chyba, albo trauma z dzieciństwa, ale nie dam rady i już :) Wycięcie listwy guzikowej nie wchodziło w grę, bo koszula zbyt duża nie była.

 


Po długim procesie myślowym i zdecydowanie krótszym procesie szyciowym powstała bluzka, którą widzicie na zdjęciach. To co było tyłem koszuli jest teraz z przodu. Dzięki tej zamianie listwa guzikowa wylądowała na plecach i kierunek zapinania przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Zwłaszcza, że guziczki też już męskie nie są:
 
 


Wykrój pochodzi z Burdy 12/2009 model 129. Zmian jak widać całkiem sporo, bo musiałam dostosować się do ilości materiału. 

 

Ale nie żałuję, że musiałam pozbyć się tych wszystkich plisek, wiązań, marszczeń i guziczków, bo dzięki temu mam całkiem wygodną bazową bluzkę. Wykrój w tej formie pewnie jeszcze nieraz wykorzystam :)

I tym sposobem dołączam do grona uczestniczek zabawy, którą zorganizowała Zashevka. Projekt jest wprawdzie długoterminowy i nie wiem czy wystarczy mi cierpliwości, żeby wytrwać do końca, ale może dzięki niemu i ja zacznę doceniać, że warto czasem dać czemuś drugie życie :)


http://zashevka.blogspot.com/2014/12/grudzien-2014-nowa-gra-w-recykling.html






niedziela, 14 grudnia 2014

Ceramiczne resztki

Resztki  jeszcze z Łucznicy - raczej nic imponującego, bo to rzeczy, które robiliśmy po to żeby poznać rożne techniki tworzenia i zdobienia ceramiki. Ale w ramach kronikarskiego obowiązku postanowiłam, że i one pojawią się na blogu :)

 Na pierwszy rzut jabłuszko. 


Jeśli jeszcze ktoś się jeszcze nie zorientował to docelowo ma służyć jako cukierniczka - ta dziurka na połączeniu obu części to miejsce na łyżeczkę :)

 

Małe podstawki pod kubeczki robione różnymi technikami, ale identycznie wykończone. Kolory, które na nich widzicie to nie szkliwa, a różnobarwna miazga szklana:


I na koniec malutki talerzyk, który bardzo podobał się moim koleżankom z kursu. Glina wypalona na biskwit, lekko przetarta szarą angobą, za ozdobę ma tylko odcisk roślinki, którą zerwałam z trawnika w drodze do pracowni:



Przy okazji pisania tego posta przejrzałam sobie mój ceramiczny dorobek. Całkiem sporo tego powstało w tym roku. 
Mniej lub bardziej udane skorupy, ale ciągle się uczę. Kilkanaście miesięcy temu nie miałam przecież nigdy gliny w rękach i przez myśl by mi nie przeszło, że mogę coś sensownego z niej stworzyć. 

Dziś nie wyobrażam sobie życia bez ceramiki. Mogę powiedzieć nawet więcej - moja pasja zaczyna rządzić moim życiem. 
Ale o tym opowiem wam przy innej okazji...




środa, 10 grudnia 2014

Ślimak na zimę


Dzisiaj wreszcie poczułam, że święta już całkiem blisko. Śnieg jeszcze wprawdzie nie spadł, ale kiedy wyjrzałam rano przez okno to wszędzie było biało. Biało i pięknie, bo wszystko dokładnie pokrył szron, który cudnie skrzył się w słońcu.
 
Nie namyślałam się więc zbyt długo - wyposażona w aparat pogalopowałam uwiecznić te bajkowe obrazy:
 

 




Przy okazji uwieczniła się też moja nowa czapka. 
Wzór chyba już bardzo znany, ale ja trafiłam na niego całkiem niedawno. Może dlatego, że zazwyczaj dziergam bez wzoru ;) Tym razem postanowiłam odpocząć od warkoczy (wciskam je namiętnie wszędzie gdzie się da) i wyguglałam sobie... ślimaka. Wzór polecam, bo ślimak fajnie się nosi, a jeszcze fajniej robi. Przepis znajdziecie na przykład u Dziuni :)