niedziela, 30 czerwca 2013

Konkursowe grochy

Burdowy konkurs Groszki, kropki i punkciki zmobilizował mnie do pokazania swojej ulubionej letniej sukienki. 


Na upały nie ma lepszego fasonu, może poza kostiumem kąpielowym, ale przecież nie wszędzie można się w nim pokazać :) W przeciwieństwie do niego sukienka z tego wykroju sprawdzi się w każdych okolicznościach. Można w niej śmigać po plaży, do biura, a nawet na imieniny cioci :) Zawsze prezentuje się równie dobrze.

Moja wersja jest jeszcze bardziej uniwersalna, bo jak wszystkim wiadomo groszki to wzór ponadczasowy. Zwłaszcza białe groszki na granatowym tle. Chyba nigdy nie wychodzą z mody i każdy ma przynajmniej jedną rzecz w ten deseń w swojej szafie. Może poza facetami, chociaż też im groszki się zdarzają:)

Oto zdjęcia z "plenerowej sesji zdjęciowej" :)))



I jeszcze dwie fotki z czasów, kiedy nawet mi się  nie śniło, że będę prowadziła bloga. Ale jak widać mam żyłkę archiwizatorską i już wcześniej lubiłam dokumentować to co udało mi się uszyć :)

Sukienkę można nosić także bez paska. Ale z podkreśloną talią wygląda zdecydowanie bardziej kobieco:



Całkiem niedawno u Iwony pojawiła się instrukcja szycia podobnej sukienki. Ja korzystałam z Burdy 6/2011 wykrój 113B (pominęłam kieszenie), ale jak widać można to zrobić o wiele prościej, bez wykroju, a z równie dobrym efektem:)

Jeśli wam się spodobała od jutra możecie na nią zagłosować na stronie Burdy.

Konkurencja jest duża - będziecie miały niełatwy wybór, więc tym bardziej ucieszy mnie każdy oddany na moje groszki głosik :)

Ps. Przypominam, że od jutra przestaje także działać Google Reader.
Moje poczynania możecie śledzić dalej przez Bloglovin :)

środa, 26 czerwca 2013

Która godzina?

Godzin nie wskazuje wcale, ale jakby nie patrzeć - zegarek. 
Za to jaką ma bransoletę - prawie z brązu i jeszcze antyczna na dodatek :)

Toho round Antique Bronze 
w trzech rozmiarach 11/0, 8/0, 6/0
A tak "zegarek" prezentuje się na łapce:


A tu dla odmiany coś przypełzło :) 
Też nietypowe, bo kto to widział różowe gąsieniczki? 
Być może natura stworzyła i takie, ale ja nigdy nie widziałam... to sobie zrobiłam :)

Toho round 11/0 kolory: Metalic Hematite, Silver-lined Milky Hot Pink, 
Toho Magatama 3 Metalic Hematite

Ta szara plama w górnym lewym rogu to nie żaden Bardzo Groźny Drapieżnik polujący zaciekle na Bezbronną Różową Gąsienicę, tylko Klusek we własnej osobie, a raczej kluskowa łapa w kadrze. Kotecek pilnował grzecznie, żeby gąsienica przypadkiem nie odpełzła sobie  :)


Ale Kusecki przysnął chyba, bo dziwnym trafem znalazła się na mojej ręce :)
I na dodatek troszkę się powyginała do obiektywu:


Ps. Mam nadzieję, że jeszcze nie znudziłam was koralikami, bo  wciąż nie przestają mnie bawić :) 
Zabieram je nawet na urlop... bo na  maszynę do szycia rodzina  nie wyraziła zgody :)))

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Spódnica midi, czyli do pół łydy :)

Mam ją w swojej szafie od dawna. Dobrych parę lat...


Uszyłam ją w czasach kiedy jeszcze nie miałam własnej maszyny do szycia i musiałam biegać z każdym szwem do mojej teściowej. Na szczęście pozwalała mi korzystać ze swojego trzydziestoletniego Łucznika kiedy tylko miałam na to ochotę. A miałam często :)


Wtedy także nie miałam pojęcia o istnieniu Burdy i szyłam najczęściej rzeczy niewymagające znajomości konstrukcji, o której wiedziałam tylko, że uczą jej w szkołach krawieckich.

Ta spódnica jest najlepszym przykładem, że czasem można sobie poradzić bez skomplikowanych wykrojów i form. Kilka pasów tkaniny, kawałek podszewki, metr gumy i trochę bawełnianych koronek i wstawek. Niby niewiele, a każdego roku latem z przyjemnością wyciągam ją z szafy. 

Looknięcie na rzeczone koronki i falbanki:
 

I nic to, że do obowiązującej w tym sezonie długości maxi trochę jej brakuje, że romantyczne koronki są passe. Mam do niej sentyment i będę ją nosić... dopóki jeszcze dam radę się w nią zmieścić :D

piątek, 21 czerwca 2013

Ombre

Wspominałam wcześniej, że Młoda w tym roku uległa modzie na spodenki z obciętych dżinsów. 

Przy tej okazji zaczęłam się zastanawiać, czy mi czasem dziecka w szpitalu nie podmienili po porodzie, bo moja własna córka, o zgrozo, postanowiła je sobie kupić. Pomijając cenę takiego przyodziewku (100-120 zł) doznałam szoku, że mogła tak nawet pomyśleć, a co dopiero zamiar zrealizować. 
Byłaby to niewątpliwie moja osobista porażka wychowawcza :), ale udało mi się skutecznie ten pomysł wybić  z jej głowy. I namówić na wyprodukowanie własnych :)


W efekcie wspólnymi siłami, przy pomocy niezastąpionego Ace i kilku ćwieków (tak, tak - szał na ćwiekowanie wszystkiego jeszcze Młodej nie minął) udało nam się wyczarować dwie pary dżinsowych szortów ombre.

Pierwsze wymagały wyprawy do pobliskiego szmateksu, bo postanowiłam poeksperymentować na czymś czego nie będzie mi żal. Za kilka złotych kupiłam spodnie, które mogłabym bez bólu wyrzucić, gdyby pomysł jednak nie wypalił :) Obcięłyśmy nogawki, Młoda pracowicie powysnuwała nitki, a później potraktowałyśmy je wspomnianym wyżej Ace przelanym do butelki ze spryskiwaczem:

 
Druga para powstała z zielonych dżinsów, które miały straszną skłonność do odbarwiania się. Kiedy Młoda zaplamiła je na wysokości kolan nogawki zostały zredukowane do wysokości szortów. Po kolejnym zaplamieniu nie było już czego obcinać i w ruch poszedł wybielacz. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania, bo zielony odbarwił się na... żółto :) Młoda osobiście zainstalowała ćwieki - niech dziecko ma jakiś udział w pracy :) Gotowe szorty wyglądają tak:


 

Dziecko zadowolone, matka spełniona artystycznie, a w kieszeni zostało jakieś 200 zł. Czy można chcieć czegoś więcej? :)))

Ps. Na wystrzępienie nogawek nie miałam wpływu - inwencja twórcza Młodej. Ale być może te frędzle same się przypadkiem trochę skrócą ;) Zawsze można powiedzieć, że skurczyły się w praniu :)))

środa, 19 czerwca 2013

Yellow

Wściekle Żółte Spodnie ukończone. 

I chyba ten kolor w gotowych spodniach nie jest aż tak intensywny jak mi się wydawało wcześniej. 
W sklepie, w beli ta żółć aż biła po oczach, a teraz to tylko słonecznie żółty. 

Tylko, albo aż - bo przyzwyczajona jestem do odziewania dolnych partii ciała w bardziej stonowane kolory, więc to dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Mam tylko nadzieję, że kiedy wyjdę w nich na zewnątrz nie wrócę oblepiona muchami, które podobno uwielbiają żółty niezależnie od odcienia :)

Prezentacja przodu:


Z boku:


 Tył też pokażę, a co :)

 
I mam w końcu swoją fotę na tak zwaną "dziunię" :)


Buty tym razem bez obcasów, bo żadne z tych, które posiadam niestety nie pasują. Ale baleriny w tym zestawieniu chyba nie wyglądają źle.

Uszyłam je dokładnie tak jak panterkowe z tego postu, czyli Burda 3/2013 model 104 z modyfikacją własną w postaci paska. Są przez to tak samo wysokie w pasie i równie wygodne. 


Zastanawiałam się przez chwilę nad dodaniem kieszeni w szwach bocznych, ale je sobie darowałam. Tkanina jest dość elastyczna - z dwojga złego wolę taszczyć ze sobą torebkę niż mieć powyciągane wloty kieszeni.

Teraz mam tylko małą zagwozdkę - jaki kolor na górę? Oprócz białego oczywiście :) Wszelkie sugestie mile widziane.

wtorek, 18 czerwca 2013

Na pomarańczowo...

Wspominałam w komentarzach pod ostatnim postem, że pomarańczowy dołączył w tym roku do zestawu moich ulubionych kolorów. Pewnie psychoterapeuta miałby w tej sprawie coś do powiedzenia, ale sama czuję, że potrzebna mi ta dawka energii, którą w sobie nosi.

Toho round 11/0 Transparent Crystal, cieniowany kordonek


Mam już sukienkę w pomarańczowe kwiaty, paski, buty i torebkę, i kilka bluzek też by się znalazło :) Dzisiaj dołączyła do nich bransoletka. Tak prezentuje się na łapce:


Oczywiście metoda ta sama co ostatnio - sznur koralikowo - szydełkowy. Trochę już pewnie was nimi zanudzam, ale ta technika ma tyle możliwości, że wciąż chcę próbować czegoś nowego.

Tym razem padło na bransoletki cieniowane. Sposób na cieniowanie prosty jak drut, bo cieniowana jest tylko nitka na której nanizane są przeźroczyste koraliki. 
Sama tego nie wymyśliłam. Taka sprytna to ja niestety nie jestem :) Zgapiłam je u koralikowego guru, czyli u Weraph.

Oczywiście Młoda  podpatrzyła mnie w takcie pacy i wymusiła wydzierganie bransoletki dla siebie. Nie było jednak mowy o identycznej, więc moja jest pomarańczowa z dwóch sznurów z mosiężnymi końcówkami, a jej pojedyncza, zielona ze srebrnymi :)


Bardzo podoba mi się efekt jaki uzyskuje się dzięki transparentnym koralikom. Bransoletki wyglądają jakby zostały zatopione w lodzie... Coś mi się zdaje, że jeszcze nieraz wykorzystam Toho Transparent Crystal :)

Ps. Następny post będzie nie mniej energetyczny, bo w szyciu są Wściekle Żółte Spodnie :)

niedziela, 16 czerwca 2013

Szorty w kolorze indygo i nie tylko

Uzupełniania garderoby urlopowo - wakacyjnej ciąg dalszy :)

Bez szortów w walizce na wakacje nie można się wybrać. I dlatego pokusiłam się o uszycie jednej pary, chociaż na co dzień raczej ich nie używam. Ten element garderoby raczej moim czterem literom zbytnio nie służy :)
Ale gdy słoneczko mocno przygrzeje wygląd zaczyna mieć znaczenie drugorzędne.





Burda 6/2011, model 111B 
www.burda.pl
Wykrój wbrew pozorom nie jest prosty. Spodenki mają kieszonki w szwach bocznych, na lewym boku dodatkowo jest też zapięcie w postaci zamka krytego. Trochę musiałam pogłówkować jak to wszyć, bo jak zwykle opis burdowy niewiele wyjaśniał.

 

Za to z premedytacją pozbyłam się naszywanych kieszeni na pupie :)

Właściwie to są trzecie szorty, które uszyłam z tego wykroju, ale pierwsze dla mnie :) 
Dwie poprzednie pary popełniłam w zeszłym roku dla Młodej w rozmiarze 34.
I nikogo chyba nie zaskoczę - na niej prezentowały się o niebo lepiej :)

Pierwsze - z cienkiej kreszowanej bawełny mają nogawki ściągnięte troczkami:


 I drugie z grubszej, kwiecistej bawełny:


I jak to zwykle z dziećmi, ups... młodzieżą ;), bywa w tym roku dziewczę już się w nie nie zmieści. Poza tym uległo panującej modzie na postrzępione szorty i hurtem obcina nogawki we wszystkich dżinsach... Matki wypociny już jej nie potrzebne ;)
 

piątek, 14 czerwca 2013

Skutki przedwakacyjnej paniki

Już za chwileczkę już za momencik... będę wylegiwać się na słonecznej (taką mam cichutką nadzieję) nadbałtyckiej plaży. Leżak, piasek, szum morza i właściwie niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba. Może oprócz temperatury wyższej niż 20 stopni i kilku nowych wakacyjnych ciuszków :)

Łatwo się domyślić, że po przetrzepaniu szafy wpadłam w przedwakacyjną panikę i mogłam sobie tylko zanucić jak Zula Pogorzelska:

"Ja nie mam co na siebie włożyć,
To skandal, niesłychany krach.
No spróbuj mą szafę otworzyć,
Sto sukien, a każda jak łach !"

Zmobilizowałam się i ekspresowo zrobiłam małą listę najbardziej potrzebnych rzeczy, przy czym niezbędna okazała się batystowa sukienka maxi, którą widziałam całkiem niedawno na wyprzedaży :)
Wiem, wiem - poszłam na łatwiznę z tą sukienką, ale cena gotowej była niższa niż koszt kuponu materiału, którego potrzebowałabym do uszycia podobnej. 

Za to spodnie uszyłam od a do z:



Materiał - bawełna z dodatkiem elastanu w panterkopodobny wzór- czekał sobie spokojnie na odpowiedni moment. Czyli na tegoroczne lato :) Gdzie się nie obejrzę widzę spodnie długości 7/8 w najróżniejsze wzorki: kwiatki, paski, kropki. Teraz mam i ja :)

Wykrój burdowy - 3/2013 mod. 104:

www.burda.pl

Postanowiłam zmienić trochę oryginał i wszyłam pasek. Bez paska, mimo zwężania w pasie miały denerwującą tendencję do zjeżdżania. Teraz nie ma takiej opcji :)


Wiem - wysokie wyszły, ale mam w nosie wszechobecne biodrówki. Czuje się w nich super i jestem pewna, że nawet kiedy sie po coś schlę, to nikt nie będzie zmuszony do oglądania mojej bielizny. Żeby nie było niejasności - moja bielizna jest w porządku, chociaż sam jej nie szyję ;)

Spodnie zapinane są na wynalazek, który odprułam od spodni garniturowych - właściwie jak to cudo się nazywa? Haftka? 


Są wygodne, do tego stopnia, że nabrałam chęci na kolejną parę. W sklepie z materiałami trochę mnie chyba jednak poniosło i w rezultacie następna para będzie... wściekle żółta :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Czas na zmiany

Nie lubię zmian. Zwłaszcza tych, na które nie mam ochoty. Ale czasami nie mam wyboru i muszę dostosować się do sytuacji. Tak właśnie jest tym razem.

Google podjęło decyzję o usunięciu Google Readera. Od lipca nie będziemy mogli już obserwować ulubionych blogów w tradycyjny sposób. 
Byłabym niepocieszona, gdyby okazało się, że nie mogę do was zajrzeć i poczytać co nowego się wydarzyło lub powstało.  Na szczęście oprócz Google Readera jest  Bloglovin' :)

Można importować do niego wszystkie adresy ulubionych blogów i mieć swobodny dostęp do nowych postów :)

Zainstalowałam się tam już jakiś czas temu, ale w związku z tym, że godzina zero zbliża się wielkimi krokami zapraszam was kochani do śledzenia moich poczynań przez Bloglovin':


Nie będę opisywać jak przeprowadzić się na Bloglovin', bo już ktoś to bardzo dokładnie zrobił :) 
Pod tym adresem <klik> znajdziecie instrukcję krok po kroku. Powodzenia!

Ps. Odnośnik do mojego bloga jest także na pasku bocznym :)