poniedziałek, 18 marca 2013

Cool czy folk?

Słońce aż bije po oczach. Gdy rano przetarłam zaspane ślepia to przez sekund parę miałam wrażenie, że wiosna w końcu jednak przyszła. Termometr za szybą i styczniowy krajobraz za oknem skutecznie rozwiały moje nadzieje...

Dłuży się ta zima straszliwie, ale coś czuję po kościach że pogoda w tym roku zrobi nam niezły numer i z zimowych ciuchów przeskoczymy od razu w zwiewne sukienki i tuniki. Na święta meteorolodzy zapowiadają przecież kilkanaście stopni w plusie.

I pewnie mój "przejściowy" żakiet wcale się nie przyda. Nic to - najwyżej powisi sobie w szafie do jesieni, o ile szafa jeszcze go pomieści... 


Wykrój pochodzi z Burdy 3/2009 model 111.


Od pierwowzoru różni się brakiem naszywanych kieszeni i paska z tyłu. Po tej ilości małoelastycznej bizy z ekoskóry, którą wszyłam do kołnierza z rewersem na gimnastykowanie się z kieszeniami nie miałam już ani ochoty, ani siły. 
Pięknie wykończone tą samą bizą patki kieszeniowe są niestety tylko atrapą. Taka sprytna jestem :)

 

W sumie to i tak w obawie przed zdefasonowaniem w żakietach i płaszczach kieszeni nie używam. W gotowcach ze sklepu nawet ich nie rozpruwam, więc po co się męczyć?

Co do użytej tkaniny,  to nadal nie wiem z czym mam do czynienia. Skłaniam się ku prasowanej dzianinie wełnianej - o ile coś takiego istnieje :) Poczekam, może jeszcze ktoś mnie oświeci.

Wstawki i biza z matowej, postarzanej ekoskóry, którą wyciągnęłam z zapasów. Nie starczyło jej niestety na rękawy -  musiałam zmienić koncepcję w trakcie szycia i zadowolić się bocznymi wstawkami i karczkiem. 

Byłoby bardziej cool, a teraz jest niestety raczej folk ;)  Mój własny osobisty mąż stwierdził, że dokupi mi kapelusz z piórkiem, żebym mogła pojechać na polowanie... Nie ma to jak wsparcie rodziny ;)

Ale chyba aż tak źle nie jest i w warunkach miejskich chyba też się mogę pokazać:




To, co tak intensywnie błyska spod żakietu to top, który uszyłam już jakiś czas temu. Bez wykroju - projekt własny. Z falbankami miałam trochę zabawy, ale chyba było warto.





Ps. dopiero po publikacji posta zobaczyłam, że nie doszyłam jednego guzika. Byłam przekonana, że w oryginale są dwa :)  Doszywać, czy nie?

czwartek, 14 marca 2013

Coś na drutach, coś pod igłą...

Post z cyklu: "coś się jednak dzieje", czyli mała zapowiedź tego co niedługo mam nadzieję skończyć.

Na drutach mam Bamboo Alizee w pięknych wiosennych kolorach. Prawdopodobnie zostałaby już ukończona, ale jak to u mnie często bywa - w połowie zmieniła mi się koncepcja. Czyli zamiast drugiej połowy robię znowu pierwszą :)


Pod igłą też się sporo wydarzyło. Tutaj już prawie finiszuję, ale łatwo nie było, oj nie :)

Muszę chyba przyhamować, bo coś za ambitna się zrobiłam. Sama nie wiem na co mi te wszystkie wstawki i wypustki były. Chyba na utrapienie... swoje własne i domowników również, bo moich donośnych epitetów nie można było nie usłyszeć :)
Jak widać brakuje jeszcze podszewki i kilku detali, ale już za chwileczkę, już za momencik będę mogła pokazać to cudo w całości. Dzisiaj tylko fragment:


A przy okazji - może ktoś mnie niedouczoną oświeci jak nazywa się ten materiał: 


Na zdjeciu są widoczne obie strony:  po prawej wygląda jak lekko włochata dzianina, po lewej jak filc. Na pewno ma dodatek wełny, bo przy prasowaniu z parą śmierdzi jak mokra owca :) 

Kupiłam go w kuponie, z resztek i nawet w sklepie nie mieli pojęcia co to jest, a ja lubię wiedzieć z czym mam do czynienia :)

piątek, 8 marca 2013

Entrelac


Entrelac się skończył i nawet się zblokował :)


Efekt końcowy można podziwiać. Wszelakie och i achy wskazane, a nawet oczekiwane ;)
Osobiście nie mogę się nią nacieszyć - miziam nieustannie i dziwię się jak ja mogłam na tego etrlelaka trafić dopiero teraz?

Tak to cudo prezentuje się w całej okazałości na żywej bryle:

 



A tak w różnych konfiguracjach płaszczowych na bryle nieożywionej, czyli na manekinie:

 


  

Dane techniczne - włóczka to wypomniana wcześniej Cashmira Batik Design (Alize) 2802, 100% wełny. Wyszły prawie dwa motki po 100g. Druty bambusowe 5 mm. Ostatni rząd trójkątów robiłam z duszą na ramieniu, cały czas w strachu czy jednak włóczki mi wystarczy. Udało się  - został tylko tyci kawałek - kilka metrów dosłownie.
W praniu okazało się, że włóczka lekko farbuje, ale nie zamierzam jej prać z innymi rzeczami, więc to raczej nie problem.

Wymiary gotowej chusty po zblokowaniu - a właściwie jak się podaje wymiary trójkątnej chusty? Na wszelki wypadek podam wszystko co możliwe, czyli - krótszy bok 110 cm, dłuższy 160cm, w najszerszym miejscu 75cm.

Co do pierwszego w moim życiu blokowania, to postanowiłam skorzystać z pomysłu Intensywnie Kreatywnej. Nie udało mi się znaleźć dokładnie takiego samego drutu jak Agnieszka.
Zakupiłam zatem druty najgrubsze druty do... spawania jakie znalazłam w najbliższym sklepie z artykułami metalowymi. Druty wyczyściłam i spiłowałam końcówki - pilnikiem do paznokci :))), bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Matka Polka potrafi!

Trud i brud pod paznokciami się jednak opłacił, bo ustrojstwo zdało egzamin. Chusta wygląda całkiem nieźle, a druty nie zardzewiały przez noc i nadają się do ponownego wykorzystania.

Jedyny problem z blokowaniem, to problem z ukryciem blokującej się chusty przed okiem, a raczej doopką kocią. Nawet perspektywa szpilek w zadku go nie odstrasza. Tym sposobem Entrelac został obowiązkowo wzbogacony kluskową sierściuchą. Będzie cieplejszy :)

  

 Ps. Trochę zaszalałam z ilością zdjęć - nie mogłam się powstrzymać :) Warto je sobie powiększyć poprzez kliknięcie.

Zainteresowani  wydzierganiem chusty Entrelac mogą skorzystać 
z bardzo klarownego kursu, który w zeszłym roku zrobiła Kryska. 
Odsyłam zatem do jej bloga z wełny, lnu i bawełny 
i życzę owocnego dziergania :)

środa, 6 marca 2013

Sukienka prawie idealna

Zwykła, prosta sukienka z dzianiny punto.

Najważniejsze szczegóły pokazałam właściwie w poprzednim poście - to wstawki z pepitki podkreślone taśmą suwakową i fikuśne rozcięcie na plecach zapinane na guzik z pętelką. 
Tych, co nie zauważyli, odsyłam do pooglądania tu :)

 

Poza nimi nic się tutaj właściwie nie dzieje. Nawet zaszewek brak.

Zwykła, prosta... i wygodna jak druga skóra. Do biura, na zakupy i na imieniny cioci. 
Jak dla mnie sukienka prawie idealna :) Prawie, bo jak wszystkim wiadomo ideały nie istnieją.


Materiał uwolniony z szafy - kupiony wiosną zeszłego roku. Trochę sobie poleżał, ale nie jest to żaden rekord - mam w swoich zapasach dużo starsze szmatki :)

Szyjce koleżanki słusznie zauważą, że wykrój powstał z tuniki model 123B Burda 9/2012. 


Wystarczyło go odpowiednio wydłużyć i z bluzki jest sukienka :)



Swoją drogą wykrój się sprawdził i bluzkę też pewnie uszyję. I jak znam życie to pewnie nawet nie jedną, bo Młoda o swoją wersję migusiem się upomni ;) 

Ps.  
Entrelac skończony wczoraj wieczorem. Czeka na zblokowanie. Trzymajcie kciuki, bo jeszcze  nigdy nic nie blokowałam :)

poniedziałek, 4 marca 2013

Zakochałam się na wiosnę...

Druty przyrosły mi chyba do rąk ;)

Naiwnie myślałam, że na czapce zakończę zimowe dzierganie, ale przyszły zamówione wcześniej włóczki i nie mogłam nie spróbować czegoś, co już od dawna za mną chodziło.

W technice entrelac, a właściwie w chustach nią robionych nie można się nie zakochać. Zwłaszcza, kiedy powstają z pięknych, cieniowanych włóczek...

 

Zapytajcie o entrelac wujka Google, a zaleje was prawdziwa feeria barw. Ja pomęczę was dzisiaj tylko zdjęciami swojej produkcji :)

Moja "robi się" z Cashmiry Batik Design (Alize). Na wiosnę trochę chyba za ciepła, bo to 100% wełny, ale używam najgrubszych z zalecanych drutów i mam nadzieję, że po zblokowaniu stanie się trochę bardziej zwiewna.


Wbrew pozorom nie jest to zbyt trudna technika. Wystarczy trochę wyobraźni i dobry opis. Po wykonaniu pierwszych czterech kwadratów chusta robi się właściwie sama :) 

 

To co jest widoczne na zdjęciach powstało w ciągu dwóch wieczorów - wyrobiłam jeden motek i zaczęłam drugi. W tym tempie za dwa dni powinnam skończyć :) 

To moje pierwsze podejście do tej techniki, ale już czuję, że na pewno nie ostatnie. Marzy mi się następna chusta, tym razem z cieńszej włóczki - taka w sam raz do wiosennego płaszczyka.

A na froncie szyciowym też się ostatnio troszkę działo. Uszyłam sukienkę  i skroiłam spódniczkę. Sukienkę zdążyłam już w sobotę przetestować, ale niestety jeszcze nie doczekała się dokumentacji fotograficznej na ludziu. 

Na razie mała zapowiedź:



piątek, 1 marca 2013

"Toto"

Właśnie skończyłam "toto", które zapowiedziałam w poprzednim poście.

Nikt nie miał na nie pomysłu, tylko koleżanka Dehaef miała jakieś podejrzenia. Dziwnie wyglądające paski przeszły wczorajszego wieczoru  metamorfozę w równie dziwnie wyglądającą... czapkę :)

 

Efekt eksperymentu prezentowany na mojej rozczochranej głowie

Na to dziwadło natknęłam się jesienią w sieci i od tej pory nie dawało mi spokoju. Znacie to uczucie - człowiek musi bo się udusi. 
Zrobiłam kilka podejść, bo za każdym razem coś nie wychodziło: a to dobrałam nieodpowiednią szerokość pasków, a to włóczka nie taka jak trzeba. Stanęło na podwójnej nitce jakiegoś cienkiego akrylu, którego nazwy już nawet nie pamiętam. Do takiej kombinatorki nadawał się idealnie - mogłam pruć go sobie do woli, bez obawy, że włóczka się zniszczy :)

Wzór niby zwyczajny - w warkocze przecież... tyle tylko, że warkocze nie są przerabiane, a wyplatane :)

W fazie produkcyjnej wygląda to mniej więcej tak:


Potem należy połączyć końce za pomocą gustownych guziczków i z jednej strony tak powstałej opaski wydziergać ściągacz, a z drugiej dorobić górę czapki, coby nam łepetyna nie przemarzła. 


I  la voilà: 

  

Spróbowałam, zrobiłam i nawet wyszło podobnie do pierwowzoru, ale nie wiem czy będę nosić. Tej zimy już pewnie nie, bo ciepła jest okrutnie, a do przyszłej zdążę się chyba namyślić co z nią zrobić... 


Ps. Na życzenie podaję link do instrukcji z której korzystałam. Chętni mogą sobie więcej poczytać i pooglądać tutaj
Powodzenia w dzierganiu!