środa, 27 sierpnia 2014

Uszyłam sobie...

Ciągnie mnie ostatnio do koralików. Tym bardziej, że jakiś czas temu zaszalałam zakupowo i  narobiłam zapasów. 
O tym, że nie potrafię przejść obojętnie obok kawałka ciekawej tkaniny to już wszyscy w okolicy wiedzą, ale wychodzi na to, że zakupoholizm w moim przypadku na szmatkach się nie kończy. Materiały do beadingu (chociaż to drobnica) zaczynają zajmować całkiem sporo mojej życiowej przestrzeni :)

Buszując po koralikowych blogach natknęłam się u Unique na bransoletkę, która od razu skradła moje serce. Oczywiście poczułam się poważnie zainspirowana.

Poniżej prezentuję moją wersję - nieco mniej ozdobną, z zapięciem na magnes:



Do tej pory nie miałam odwagi zabrać się za  tubular herringbone. Ale skoro Unique tak fajnie wyszło za pierwszym razem to nabrałam śmiałości i postanowiłam uszyć coś podobnego. 



Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują i ten ścieg jest całkiem przyjemny w robocie. A do tego bardzo efektowny i daje sporo możliwości.


W bransoletce użyłam:

TOHO Hex Galvanized Blue Gold
FP 3mm Iris Blue, FP 4mm Silver 1/2, 
TOHO Round 11o Permanent Finish - Galvanized Aluminium, 
TOHO Round 8o Antique Bronze

 

sobota, 23 sierpnia 2014

Nie tak znów prosta sukienka...


Ta sukienka jest jedną z tych, w których zakochuję się od pierwszego przekartkowania najnowszego numeru Burdy i postanawiam uszyć natychmiast. Po czym okazuje się, że w moim przypadku termin natychmiast oznacza średnio dwa lata :)



Tyle też zajęło mi uszycie tej konkretnej sukienki - Burda 9/2012 model 134. Wykrój projektanta - Matthew Williamsona. Być może nie zabrałabym się do niej jeszcze przez następne dwa lata, ale jak to zwykle bywa potrzeba zmusiła mnie do roboty :) 

www.burda.pl

A potrzebowałam czegoś niezobowiązującego, ale jednocześnie w miarę eleganckiego na pewną uroczystość rodzinną, która odbywa się co roku w sierpniu i na której zazwyczaj bywają wszyscy członkowie rodziny. 
Postawiłam na sprawdzone połączeni prawie bieli i prawie czerni. Prawie, bo w rzeczywistości biel okazała się raczej kolorem śmietankowym, a czerń bardzo ciemnym granatem. Dodatki (pasek i cekinowe sandałki) są za to zdecydowanie czarne.


Jeśli chodzi o szczegóły techniczne, to stwierdzam, że ten wykrój do najłatwiejszych nie należy. Przy grubszych tkaninach można umilić sobie życie pozbywając się podszewki, ale ja szyłam z dość cienkiej satyny bawełnianej (matową stroną na wierzch) i druga warstwa była niezbędna coby bielizną nie świecić ludziom po oczach :)


Okazało się, że musiałam projektanta trochę poprawić. Trochę ze względów estetycznych, a trochę z konieczności. Z konieczności, bo na oryginalnym wykroju coś dziwnego dzieje się na dole. Nawet nie chodzi o to, że cały dół trzeba zwężać, bo jest stanowczo za szeroki, ale na wysokości bioder sterczą dziwne buły. Na szczęście po skorygowaniu szerokości wszystko prezentuje się jak należy.

 

Reszta poprawek wynikała raczej z moich osobistych preferencji - powiększyłam dekolt z przodu, a z tyłu skróciłam o jakieś 4 cm, bo jak na moje gusta był ciut za głęboki.


Wszystkie poprawki wierzchu wymusiły też dopasowywanie podszewki. I w tym momencie po raz pierwszy od momentu zakupu doceniłam posiadanie manekina krawieckiego. Nawet gdybym była kobietą-gumą nie spasowałabym wierzchu ze spodem na sobie :) Z pomocą manekina jakoś się udało.

I tym optymistycznym akcentem chyba zakończę, bo tekst i tak przydługawy wyszedł. Pozostaje mi tylko nadzieja, że nie zasnęliście w trakcie czytania...




wtorek, 19 sierpnia 2014

Szału nie ma...

Jak w tytule - szału nie ma :) Poszewka to poszewka.
Ale w  naszym domu poduszek nigdy nie dość, więc uszyłam nowe - sztuk dwie. Obie identyczne, z kremowej tkaniny obiciowej w wypukłe, szenilowe kwiaty. 

Materiał jest na tyle ciekawy, że jedyną ozdobą tych poszewek jest biała, bawełniana wypustka. Tył gładki, beżowy, zapinany na zamek. Tutorial na wszywanie zamka do poszewek możecie znaleźć tutaj.




 

Tkanina pochodzi z bardzo starych zapasów, czyli uwalniam szmatki. Został jej jeszcze całkiem spory kawałek i zastanawiam się co z niej uszyć. Macie może jakieś sugestie? :)





niedziela, 17 sierpnia 2014

Ale to już było...


... i nie wiem czy nie wróci więcej :) 

Robiłam już bardzo podobny talerz. Jeśli ktoś ciekaw jak wyglądał to zapraszam tutaj.
Nie nacieszyłam się nim długo, bo błyskawicznie powędrował w dobre ręce i teraz cieszy inne oczy. A że bardzo mi się podobał, to zrobiłam sobie drugi. 




Podobny, ale jednak inny. Zupełnie różnią się kolorystyką, ażur też wygląda trochę inaczej.


Ale z gliną tak już jest -  nie da się zrobić dwóch identycznych rzeczy. I to właśnie w ceramice cieszy mnie najbardziej :)

 


Użyte szkliwa: Hawaii, Stalowo-niebieskie i Rotgoldluster od spodu.

piątek, 15 sierpnia 2014

Drobiazg...


 Taki drobiazg... Mała rzecz, a jednak bardzo cieszy.

Kolczyki z Superduo podpatrzyłam na blogu "W wolnej chwili". To bardzo inspirujące miejsce... Właściwie podoba mi się wszystko co wyjdzie spod rąk Edyty, ale w tych "dyndadełkach" zakochałam się od pierwszego wejrzenia. 
Po prostu musiałam je mieć :)

  

Moja wersja jest troszkę skromniejsza i w innej kolorystyce, ale mam nadzieję, że wyglądają równie efektownie:


Długie kolczyki nosze właściwie tylko latem. Potem zostają mi tylko wkrętki, bo jesienią i zimą motam się szczelnie chustami i szalami i takie "dyndadełka" są po prostu mało praktyczne. Zahaczają o otulacze i zazwyczaj się gubią :)


A jak jest u was - długie kolczyki nosicie przez cały rok czy tylko sezonowo? 





wtorek, 12 sierpnia 2014

Komplet w turkusach


Komplet...

...właściwie niezaplanowany - pomysł był na paterę, a przy okazji powstał wazon. Mogłam poszkliwić obie rzeczy w innej tonacji kolorystycznej, ale za leniwa byłam :D Myślenie nad doborem szkliw jest strasznie męczące, zwłaszcza, że efekt i tak może odbiegać od oczekiwań. 

Powtórzyłam więc ten sam zestaw kolorów i teraz mam taki komplecik:





I kilka zdjęć każdego elementu solo.

Patera z "wkładką":


 
Wazon bez wkładki. Musicie mi uwierzyć na słowo, że żywe rośliny można w nim trzymać, bo poszkliwiłam go również od środka:

 


 Rozeta to relief wypukły. Na tym zdjęciu chyba udało mi się to uchwycić: 


Szkliwa to Hawaii (tło), Silver Back, Turkus Crackle, Białe Crackle i Stalowo-niebieskie.


Zdjęć dużo, ale nie chciałam rozbijać kompletu na dwa posty. 
Mam nadzieję, że wytrzymaliście do końca :)


Ps. Zgłaszam ten komplet na sierpniowe wyzwanie Szuflady, bo kolorystyką chyba dobrze wpisuje się w morskie klimaty :)

http://szuflada-szuflada.blogspot.com/2014/08/otworz-szuflade-w-lipcu.html


niedziela, 10 sierpnia 2014

Różowe piwonie


Tak długiej ciszy dawno tutaj nie było... 
Żyję, mam się nawet całkiem dobrze, tylko leń mnie jakiś okrutny dopadł i nie było z czym do ludzi iść. Mimo totalnej niemocy twórczej coś jednak udało mi się uszyć - firankę. Moje kuchenne okno dostało całkiem nowe ubranko :)

Nie wiem tylko czy można ten komplet firanką nazwać, bo tradycyjnej firanki nie przypomina. Właściwie to panel na szelkach. Jak zwał, tak zwał, ale całość bardzo mi się podoba.

W woalu drukowanym w piękne piwonie zakochałam się już w sklepie. I choć w oknach preferuję jednolitą biel, to oczyma wyobraźni ujrzałam jak pięknie prezentują się w mojej kuchni. Nie myliłam się - kolory zgrały się fantastycznie.

Z racji posiadania kota, na parapetach nie mam roślin. Klus ma takie gabaryty, że żadna, nawet najbardziej stabilna doniczka nie ma z nim szans. Nie mogę mieć kwiatków na oknach - to mam teraz w oknie cudnej urody piwonie: 




Troszkę detali:




I ostatnia fotka - z opuszczonymi roletami:


Rolety również uszyłam własnoręcznie. 
Zainteresowanych odsyłam do tutoriala - rolety rzymskie cz. 1, rolety rzymskie cz.2.

Zdjęcia robiłam wieczorem, bo mimo moich najszczerszych chęci nie udało mi się wykonać nawet jednego dobrego ujęcia w ciągu dnia. Fotografowanie firanek wiszących w oknie przy słonecznej pogodzie jest dla mnie awykonalne. 

Może poratujecie mnie jakąś techniczną poradą - tak na przyszłość, 
gdybym znów wpadła na podobny pomysł :)