wtorek, 29 października 2013

Kapota

Tadam! 

Kurtka z listopadowej Burdy skończona... ale zmieniłam co nieco i nie wiem czy mi się podoba. 

Burda 11/2013 model 117
Zaryzykowałam - dodałam podszewkę i ocieplinę i przedłużyłam baskinkę, bo zależało mi na tym, by nadawała się do noszenia także zimą. 


I jest ciepła, nawet bardzo (wierzchni materiał to wełna), czyli mam co chciałam, ale nie przypomina chyba za bardzo tego, co zobaczyłam na burdowej modelce. Z wariacji na temat ramoneski wyszła mi zimowa kapota: 


 
Ponarzekałam sobie troszkę, a teraz trochę szczegółów technicznych. 

Ten model, tak jak i morski płaszczyk z tego postu jest bardzo dopasowany. Żeby zmieścić lekko ocieplaną podszewkę musiałam zrobić wykrój większy o dwa rozmiary, a i tak o założeniu pod spód grubszego swetra mogę zapomnieć.  


W trakcie szycia miałam kilka standardowych ostatnio poprawek - zwężałam plecy i powiększałam podkrój szyi z tyłu, żeby zlikwidować "garba". Chyba coś nie tak z moimi plecami, albo Burda projektuje ostatnio ciuchy dla wielbłąda :)))

Tkaniny tym razem nie pochodzą z zapasów, ale kupiłam je specjalnie z myślą o tej kurtce. Wierzch z melanżowej wełny (1,7mb), rękawy z czegoś, czego nie potrafię nazwać - na pewno jest impregnowane (1,5 mb). Resztki tej tkaniny wystarczyły mi też do wykończenia spodu, bo ocieplanej podszewki bawełnianej (podszewka uwolniona z zapasów) miałam troszkę mało. Brzegi wykończyłam lamówką ze skosu z ekoskórki. Przyszywanie tej lamówki bez stopki do skóry zasługuje na oddzielnego posta - mówię wam, traumatyczne przeżycie....

Ja sem netoperek :)
Z "wnętrza" kurtki jestem bardzo zadowolona. Do tego stopnia, że żałuję, że zamek nie ma dwustronnego suwaka. Nosiłabym ją sobie raz na jednej, raz na drugiej stronie ;)


Spódniczka, którą mam na sobie była bohaterką tego postu :) Jest w ciągłym użyciu - to jedna z moich ulubionych.

Podsumowanie - chyba uszyję sobie jeszcze wersję nieocieplaną. Tym razem dokładnie jako Burda rzecze, czyli bardziej dopasowaną do ciała i krótszą, bo wykrój nadal mi się podoba. Może wtedy osiągnę efekt, który będzie przypominał to co zobaczyłam na zdjęciu. Ale to plan na przyszłą wiosnę, czyli może w najbliższej pięciolatce się wyrobię :)


Tymczasem, w ramach odpoczynku od grubaśnych, wielowarstwowych płaszczy i kurtek siadam do krojenia czegoś na pewno mniej skomplikowanego i przyjemniejszego. Muszę zutylizować kilka kuponów z "szafowych" zapasów, bo drzwi już się nie domykają... 
 
 

sobota, 26 października 2013

Kwiatki dla Agatki :)

Kolejna koleżanka Młodej świętuje właśnie swoje urodziny, a ja kolejny raz produkuję prezent. Sama nie wiem, jak dałam się w to wmanewrować, ale zaczynam powoli odczuwać pewną presję. Dziewczyny zawczasu dopytują się Młodej czy upominek będzie kupiony, czy zrobiony przeze mnie.
I jak tu zapakować do torby na prezent coś ze sklepu... Przyznam jednak po cichutku, że mimo tej presji, dostarcza mi to całkiem sporo satysfakcji :)

Agata została obdarowana bransoletką z motywem malutkich, różowych kwiatków. Do kompletu powstały też maleńkie mini spike w tych samych kolorach:

bransoletka: Toho round Opaque Navy Blue, Opaque Frosted Jet,
Silver-Lined Mliky Hot Pink w (11o)

kolczyki: Toho round Opaque Navy Blue, Silver-Lined Mliky Hot Pink (11o), 
Opaque Jet (15o), Spike Beads Opaque Jet 8x5



Przy okazji Młoda załapała się na nową spódniczkę. Pierwszy raz dałam się namówić na uszycie czegoś z koła, a właściwie z połowy koła. I wiecie co - chętnie to powtórzę :)


Nie taki diabeł straszny jak go malują  - właściwie poszło łatwo i przyjemnie, mimo moich obaw. Troszkę matematyki, centymetr krawiecki z dziurką do rysowania po okręgu i w ciągu godziny spódniczka była gotowa. Oczywiście następnych kilkanaście musiała grzecznie odwisieć na wieszaku. 


Ma nawet podszewkę :) I kryty zamek w jedynym szwie na tyle. Pewnie będzie się kręcić ten szew razem z Młodą, ale co tam - to i tak właściwie prototyp. Tkanina strasznie się gniecie  - na imprezę może się i nada, ale w codziennym użytkowaniu mogłaby być trochę uciążliwa. Trzeba będzie uszyć drugą z bardziej współpracującego materiału :)

Przy okazji nauczyłam się używać stopki do wąskiego podwijania (obrębiania). Jestem z siebie dumna :) - zobaczcie jak teraz ładnie wygląda podszewka:


Najważniejsze jednak, że Młoda zaczyna przełamywać swoje awersje spódniczkowe i zapowiedziała, że chętnie założy jeszcze coś podobnego. A może i ja się skuszę?

A w bonusie - w zamian za kurtkę, którą jeszcze dopieszczam - 
Młoda z Kluskiem. 

Klus wygląda wprawdzie jak mały grizzly, ale zapewniam was, że to jednak kot :) 
Ośmiokilogramowy...


czwartek, 24 października 2013

Koralikowy przerywnik

Pomiędzy szyciem, a produkcją skarpet udało mi się wydziergać kilka koralikowych drobiazgów. Część jeszcze czeka na wykończenie, ale co nieco można już światu pokazać :)

Po pierwsze cieniowana bransoletka, w kolorach obok których nie mogłam przejść obojętnie. Wzór pochodzi z Twórczego zakątka boKki. Kiedy zobaczyłam "Morską głębię" wiedziałam, że muszę, po prostu muszę ją sobie wydziergać. Sami popatrzcie:

Toho round Opaque 11o w kolorach:
Shamrock, Pine Green,Frosted Cornflower, Navy Blue, Turquoise, Frosted Jet


I po drugie kolczyki na sztyftach "Mini spike":

Toho round Higher-Metallic June Bug w rozmiarze 15o, 11o, 6o, 
Spike Beads Opaque Jet 8x5

Toho round Antique Bronze w rozmiarze 11o, 6o, Opaque Jet w rozmiarze 15o
oraz Spike Beads Jet Apollo 8x5



Kolczyki to moja biżuteryjna zmora. Notorycznie je gubię. A że uwielbiam w nich chodzić to uszyłam sobie kolejne. Z rozpędu dwie pary, bo pewnie wkrótce i tak się jakaś sztuka gdzieś zawieruszy :)

Wzór pochodzi od weraph, z małym odstępstwem. Z braku koralików toho cube 1,5mm użyłam Toho round w rozmiarze 6/0, ale i tak mi się bardzo podobają :)



Właściwie dzierganie jest przerywnikiem w szyciu i to bardzo wyczerpującym szyciu, bo pod stopką maszyny mam kurtkę z ostatniego numeru Burdy:

www.burda.pl
Pewnie nie byłaby tak czsochłonna, gdybym zastosowała się do burdowych zaleceń. Najwyraźniej jednak lubię sobie komplikować szycie, bo wymyśliłam sobie do niej podszewkę i to jeszcze na ocieplinie :) Kilka poprawek wykroju też zajęło mi trochę czasu.


Ale już widać światełko w tunelu i wkrótce będę mogła wam ją pokazać.



wtorek, 22 października 2013

Skarpety pozornie nie do pary...

Młoda zmusiła mnie do wydziergania kolejnej pary skarpet. 
Nie musiała długo prosić, bo wełniane ciepłe skarpety to jedyna alternatywa dla kapci... których moje dziecię nie nosi. 
Kapcie oczywiście posiada. A i owszem, nawet kilka par. Niektóre zostały kupione na jej wyraźne życzenie, ale widziałam je na jej stopach najczęściej tylko w dniu zakupu. 
Grube skarpeciochy użytkuje chętnie, więc czując w kościach zbliżające się chłody wydziergałam następną parę. Tylko czy na pewno parę?


Włóczka to Lanagold Alize. Cieniowana jak widać wyraźnie :) Dziergałam obie skarpety jednocześnie - jedną z nitki z wierzchu motka, drugą ze środka... i wyszły takie cudaki :)


W pierwszej chwili chciałam spruć którąś sztukę i zacząć od kawałka w tym samym kolorze co początek drugiej, ale Młoda orzekła, że takie jej się podobają. A że o gustach się nie dyskutuje (no dobra, przyznaję - leniwa jestem) to dodziergałam obie sztuki do końca. Tym sposobem dziewczę wzbogaciło się o parę skarpet z jednego motka, ale niezupełnie do pary.


Dziecko szczęśliwe, a przewrażliwiona matka może spać spokojnie - czegóż chcieć więcej? :)))

sobota, 19 października 2013

Dresiara - part 2


Zapowiedziany wcześniej ciąg dalszy szycia z dresówki. Tym razem jednak w wersji bardziej skomplikowanej i dużo staranniej zaplanowanej. Nie mogłam się oprzeć, żeby z materiału, który ma taki milusi meszek pod spodem nie uszyć  czegoś także dla siebie :) 

Padło na sukienkę z Burdy Szycie Krok po Kroku 2/2013 model 3E:


To zdecydowanie najlepszy numer od kilku lat. Zostałam mile zaskoczona zawartością, bo zazwyczaj po przejrzeniu nie znajduję tam nic dla siebie. Tym razem podoba mi się  prawie wszystko. Przede wszystkim płaszcz, w którym się zakochałam (w moim wykonaniu możecie podziwiać tutaj) i dzisiejsza sukienka, która pewnie stanie się jedną z moich ulubionych. 

www.burda.pl
W sieci i sklepach znalazłam mnóstwo sukienek z dzianiny dresowej. Wszystkie prawie identyczne. Workowate i bez wykończonych brzegów. 
Jak zwykle poszłam pod prąd i postawiłam na sportową elegancję. Elegancja w kroju, ale za to z dresówki :) Można by rzec -  modowy eklektyzm. Żeby dodatkowo podkreślić sportowy charakter materiału wszystkie cięcia podkreśliłam kontrastową stebnówką:


Ciemniejsze elementy są resztek cieńszej dzianiny, zbyt wiotkiej w stosunku do dresówki - musiałam je podkleić fizeliną. 

 

 Szara dresówka  została wykorzystana tym sposobem do ostatniego skraweczka. Nie było jej zbyt wiele, bo tylko 2mb, a udało mi się wyczarować bluzę, spodnie i na dodatek sukienkę z rękawami...To się nazywa efektywne zużycie materiału :)



Jeszcze tylko krótki opis perypetii szyciowych, bo bez prucia się nie obyło. Ku przestrodze dla innych napalonych na ten model :)

Najwięcej kłopotów sprawiły podkroje pach. Rękawy po wszyciu ciągnęły się niemiłosiernie a całość brzydko się marszczyła. Nie znam się na konstrukcji, ale według mnie to defekt wykroju, bo zauważyłam taki sam problem na kilku zdjęciach (jak zwykle po fakcie), nawet w Burdzie (zielono-czarna wersja).Wystarczyło pogłębić podkroje pach w górnej części przodu i sukienka od razu lepiej się układa. 
 

Dopasowywałam również tył - przy dekolcie miałam spory nadmiar materiału i w górnej części pleców tworzył się brzydki "garb". Zwęziłam rękawy, bo były tak szerokie, że wiatr w nich hulał.
A prawie przy końcu roboty spadł mi suwak z krytego zamka błyskawicznego i umordowałam się strasznie zanim udało mi się to naprawić. I tego jednego nie mogę zrzucić na winę wykroju :)))


Więcej grzechów nie pamiętam, ale jak sobie przypomnę to na pewno dopiszę :)

Ps. Sukienka została dzisiaj uwieczniona na ludziu w pięknych okolicznościach przyrody. 
Z góry przepraszam za ilość zdjęć. 
Nie mogłam się jak zwykle zdecydować, które podobają mi się najbardziej :) 
I za wygniecenia, bo niestety w plener musiałam dotrzeć samochodem.

wtorek, 15 października 2013

Dresiara :)


Najtrudniej zabrać mi się za najprostsze rzeczy. Czy macie podobnie?

Młoda molestowała mnie od dłuższego czasu o zwykłe, ba - nawet najzwyklejsze spodnie dresowe. Jedyny konieczny wymóg dotyczył szerokości nogawek - miały być dosyć wąskie. Szycie, a raczej zabranie się do szycia zajęło mi chyba ze trzy miesiące. Wiem - wredota ze mnie, żeby tak dziecko przetrzymać :) 
 

Ale w ramach rekompensaty, a przy okazji również w ramach dodatku do prezentu imieninowego Młoda dostała dresową bluzę w - wąsami :) To znaczy z namalowanym motywem wąsów. Nie mogłyśmy dojść do porozumienia, co do wielkości i kształtu, więc namalowałam wszystkie możliwe rodzaje. 
A wygląda to tak:


Przygotowanie szablonu i malowanie zajęło mi więcej czasu niż uszycie samej bluzy. Ale chyba warto było, bo udało mi się zaspokoić bardzo wybredną nastolatkę :)


Spodnie uszyłam na podstawie wykroju z Burdy 11/2012 mod. 135 w wersji maksymalnie uproszczonej, czyli bez kieszeni. 
www.burda.pl

Zmodyfikowałam też wysokość, bo oryginał przewidywał chyba dresowe biodrówki, a ja nie lubię kiedy Młoda gołymi nerkami świeci. Dla pewności w pasek wszyłam szeroką gumę :)


Wykrój na bluzę przygotowałam baaardzo profesjonalnie - przypięłam szpilkami do tkaniny ulubioną bluzę mojego dziewczęcia. Szczyt lenistwa i improwizacji w jednym :D

Ale jak widać na załączonym obrazku da się tym sposobem wyczarować całkiem fajny ciuszek - pod warunkiem, że ciuch bazowy jest dość ograniczony w kroju.

Dzianiny dresowej nie wystarczyło na całą bluzę. Brakujące rękawy uszyłam z dzianiny ściągaczowej, którą wykończony jest dekolt i dół. Długość 3/4, bo Młoda i tak je zawsze podciąga. I chyba nawet w takiej wersji całość bardziej mi się podoba.

 

Ps. Dresówki nie wystarczyło na rękawy dla Młodej, bo matka też coś dresowego na jesienne chłody musi mieć. Ale o tym już w następnym poście. Ciąg dalszy nastąpi...



piątek, 11 października 2013

Z archiwum...

Czasami rodzi się w mojej głowie coś co nie daje mi spokojnie spać przez dłuższy czas. Jak natrętna mucha od której nie można się opędzić :) Myślę, kombinuję, aż poskładam elementy w jedną, zadowalającą mnie całość. Swoich projektów nie rysuję - w myślach dopieszczam szczegóły, ale zazwyczaj efekt jest zgodny z wyobrażeniami. 

Tak samo było i w tym przypadku. Mozolny proces myślowy zaowocował rustykalnym kompletem zazdrostek na kuchenne okno:


Jak widać proces twórczy był równie mozolny, co proces myślowy, bo koronkę i wstawki wydziergałam własnoręcznie na szydełku z bawełnianych nici :)


Szycie to już była czyta przyjemność :)
Koronka w kolorze ecru została przymocowana zygzakiem do bawełny w kremowo-zielone prążki. Całość prezentuje się tak:


 I detale - wstawki i koronka:



Zdjęcia jakie są każdy widzi - nie najlepsze :) Z robótkowego archiwum - zazdrostki miały swoją premierę jakieś dwa lata temu i z tego okresu też są zdjęcia. Obiecuję, że przy następnej okazji, kiedy znów zawisną na moim oknie obfotografuję je na nowo :)


Ps. Zazwyczaj pokazuję to co powstaje na bieżąco, ale mam sporo zdjęć rzeczy, które powstały zanim zaczęłam udzielać się blogowo. Tak jak komplet powyżej :) 

Może warto wyciągnąć je czasami z archiwum?