czwartek, 30 sierpnia 2012

T jak tęcza, albo jak T-shirt

Jak widać na załączonych obrazkach ciągle poszukuję idealnego wykroju na dzianinowy T-shirt dla Młodej. Przekopałam swoją półtorametrową stertę Burd  i nie znalazłam zbyt wielu wykrojów dla starszych dzieciaków (wzrost 146-158cm).
Bardzo rozbawił mnie fakt, że to co jednak udało mi się wygrzebać to w większości wykroje na sukienki... komunijne :) O ciuchach z elastycznych tkanin można zapomnieć.

Mam wrażenie, że wydawnictwo całkiem zapomniało o tym przedziale wzrostowym. Szkoda, bo chyba właśnie nastolatki poszukujące własnego stylu i nietuzinkowych ciuchów mogą zainteresować się szyciem własnych ubrań. Burda powinna bardziej zadbać o wychowanie sobie nowego pokolenia prenumeratorów ;)

Wracając do szycia to wyprodukowałam właśnie następny top. Dzianinę kupiłam w drodze zakupów internetowych, łącznie z tymi z poprzedniego posta. Chociaż zazwyczaj asekuracyjnie wybieram bardziej stonowane kolorystycznie tkaniny, to obok takiej tęczy nie mogłam przejść obojętnie :)



Bluzkę wykroiłam całkowicie ignorując podstawowe założenie krawieckie, że kroimy wzdłuż fabrycznych brzegów - okazało się bowiem, że pasy biegną wzdłuż kuponu, a nie w poprzek. Całe szczęście, że ta dzianina jest elastyczna w obu kierunkach... 

Aplikacja z koronki miała być w założeniu ażurowa, czyli materiał pod spodem miał zostać wycięty.


Niestety, Młoda kategorycznie stwierdziła, że nie będzie świecić gołym ciałem, nawet przykrytym czarną koronką. Odłożyłam więc grzeczne nożyczki (chociaż mnie jeszcze trochę łapki świerzbią... ;)), bo w przeciwnym wypadku moje "dzieło" niechybnie spoczęłoby na dnie komody.
A tak może jeszcze zobaczę je kilka razy w użyciu... zanim Młoda z niego wyrośnie :)
Dzianiny jeszcze troszkę zostało, więc w niedalekiej przyszłości możecie spodziewać się kolejnego tęczowego ciucha. Moze nawet odważę się uszyć z tego coś dla siebie?

Ps. Ze skrawków wyplotłam banalną opaskę :)


Opaska na łepetynie prezentuje się tak:



wtorek, 28 sierpnia 2012

Niefortunny resztkowiec nr 2

Zazwyczaj szycie zaczyna się od projektu, który powstaje w mojej wyobraźni. Nie szkicuję, tylko biorę się do dzieła mając wizję gotowego ciucha w swojej głowie.
Potem przekopuję stertę Burd poszukując odpowiedniego wykroju i okoliczne pasmanterie - wszystkie trzy :) - w poszukiwaniu dodatków.
I czasami bywa tak, że mimo wszystko nie wychodzi, a popełnionych błędów nie da się naprawić...
Tak właśnie było tym razem.
Z resztek trzech dzianin wycięłam pasy równej szerokości. Zszyłam i przestebnowałam.


Z tak powstałej płachty (a raczej dwóch płacht, bo to przecież resztkowiec) wykroiłam prosty top z długimi rękawami.


Po zszyciu okazało się, że po pierwsze źle ułożyłam wykrój na tkaninie, przez co pasy na rękawach są przesunięte względem tych na przodzie i tyle. A po drugie beztrosko założyłam, że skoro szyłam Młodej spódniczki i spodenki z burdowego rozmiaru 17 (najmniejszy dla niskich kobietek), to równie dobrze będzie pasowała bluzka w  rozmiarze 34. Okazało się, że niekoniecznie... Podkrój pachy jest za długi i strasznie się ciągnie. Chyba moje dziecię będzie musiało jeszcze do niej podrosnąć.


Planowałam jeszcze naszycie lub naklejenie metalowych elementów po obu stronach żółtego pasa, ale po tym jak ją spaskudziłam straciłam zapał do jej wykończenia. 

piątek, 24 sierpnia 2012

Resztkowiec

Powoli zaczynam wychodzić z traumy, której nabawiłam się szyjąc sukienkę z poprzedniego posta. Nabieram chęci na nowe wyzwania. 
Z myślą o nadchodzącej (niestety...) jesieni uszyłam dzianinową bluzeczkę z resztek. Może nie jest to szczyt krawieckiego wyrafinowania, ale do dżinsów będzie jak znalazł :)

Wykrój najprostszy z możliwych - żeby nie było zbyt łatwo to pokombinowałam z dwoma rodzajami dzianin i elastyczną koronką na dodatek.

Miałam także trochę zabawy z wykończeniem dekoltu, przy którym chciałam iść na skróty. Zazwyczaj źle się to kończy- wszystkich uczą przecież od dzieciństwa, że lenistwo nie popłaca. I nie inaczej było tym razem - niepodklejony fizeliną dekolt rozciągnął się niemiłosiernie przy wszywaniu pliski i odstawał makabrycznie. Polka mądra po szkodzie usiadła, popruła, podkleiła i wszyła na nowo. I teraz można bez wstydu zaprezentować bluzkę szerszej publiczności w ogóle i w szczególe :)





Resztek wystarczy jeszcze na bluzeczkę dla Młodej. Siedzę i kombinuję, jak połączyć wszystkie kawałki, żeby wyszła sensowna ( i dająca się nosić) całość.

Zdjęcia, jak nietrudno zauważyć, wyjątkowo nie na "żywej bryle", bo muszę się pochwalić, że stałam się szczęśliwą posiadaczkę nowiuteńkiego manekina regulowanego Leg Form!

I pierwsze spostrzeżenia  - manekin może i regulowany, ale w strategicznych miejscach trochę płaski. Żeby idealnie pasował do mojej sylwetki muszę go chyba ubrać w biustonosz i majtki z wkładkami na pośladkach :)



czwartek, 16 sierpnia 2012

Ja się zabiję!

Jak w tytule - ja się zabiję, a ją - podepczę, potnę na kawałeczki, a dla pewności spalę na popiół. Ona - to sukienka z którą męczyłam się ze dwa tygodnie. Chyba jakieś fatum wisiało na tym szyciem...

Miało być elegancko i powłóczycie. Jakbym miała wystąpić na czerwonym dywanie conajmniej, a nie na weselu u rodziny. Tak sobie to wykombinowałam :)
Po przerzuceniu paru roczników Burdy padło na model  model 124 z Burdy 2011/11. Jakoś przełknęłam informację o zużyciu materiału - jeszcze nie szyłam jednej sukienki z 4mb, a raczej z 8mb, bo kreacja miała być dwuwarstwowa.
Zamówiłam szyfon w pięknym morskim kolorze i satynę na podszewkę. I tu pierwszy klops. Szyfon rzeczywiście cudny, ale satyna, która przyszła razem z nim kompletnie do niego nie pasowała, chociaż uprzedzałam telefonicznie, że mają być w zbliżonym odcieniu. Nie będę opisywała szczegółów zamieszania z tkaninami, bo krew mnie zaleje ponownie. Wspomnę tylko, że w sumie zamówiłam 12mb satyny... z czego pasują 4 zamówione jako ostatnie:). Uroki kupowania na odległość...


Szycie i krojenie szyfonu i elastycznej satyny to istny horror. Kto próbował chociaż raz to wie o czym mówię, a kto nie próbował to lepiej niech nie zaczyna... W moim przypadku to był pierwszy i ostatni raz. Wszystko przesuwa się i rozciąga  pomimo gęstego spinania szpilkami i fastrygowania. I podklejania fizeliną...

Na koniec jeszcze ciekawostka odnośnie samego wykroju. Przewidziany na kogoś o barach Pudziana obdarzonego dodatkowo słusznym biustem. Dekolt po prostu z kosmosu. To, że głęboki wcale mi nie przeszkadza, ale strasznie odstaje i musiałam ratować się szczypankami. Nic lepszego nie udało mi się wymyślić niestety i wygląda to jak wyglądać nie powinno.
Nie zauważyłam też, że z tyłu jest ogromny tren - jak dla mnie całkowicie zbędny. Nie widać tego na zdjęciach, na rysunku też nie za bardzo. Zrezygnowałam z trenu na rzecz godetu z półkola. Suknia jest dość wąska, bez godetu ciężko byłoby zrobić nawet krok, o tańczeniu nie wspominając.


Wnioski z tej porażki są następujące - należy wykonać wykrój próbny zanim zmarnuje się 8 metrów tkaniny i absolutnie nie łączyć szyfonu z satyną :)


Ps.
Post pisałam jeszcze przed weselem.. Dzisiaj mogę stwierdzić, że sukienka spisała się świetnie. Dałam radę przetańczyć w niej parę godzin - do trzeciej nad ranem. Przebrałam się, ale to nie z winy sukienki, a raczej butów, bo miały... 11cm obcasy :)

Do sukienki musiałam doszyć wdzianko zasłaniające ramiona - takie zwyczaje panują w parafii Panny Młodej :). Dostosowałam sie i wygladało to mniej wiecej tak:




Na życzenie forumowej koleżanki Dorfi zbliżenie aplikacji z kamyczków na przodzie :)



czwartek, 2 sierpnia 2012

Post zdecydowanie ślubny

Od dłuższego czasu przygotowuję się do ślubu... nie  swojego :)
Mam pełnić zaszczytną rolę świadka pierwszy raz w życiu i jak zwykle to u mnie bywa zaangażowałam się na całego.Większość rzeczy, które zrobiłam nie należy do zwyczajowo przyjętych obowiązków druhny, ale para młoda jest bardzo bliska mojemu sercu. Możemy uznać, że to dodatek do ślubnego prezentu :)

Zmajstrowałam 90 sztuk zaproszeń ślubnych. Bez zbędnych ozdobników i eleganckie - takie były założenia Młodych. Mam nadzieje, że sprostałam życzeniom... Żałuję tylko, że nie zrobiłam zdjęcia całości, bo widok był imponujący.


Z resztek papieru po zaproszeniach w bólach powstaje 200 sztuk zawieszek na butelki z alkoholem. Brakuje jeszcze tylko 199 kokardek :)


Uszyłam poduszeczkę na obrączki i to była zdecydowanie najprzyjemniejsza rzecz do zrobienia:



Na wykończenie czeka też ozdoba do fryzury ślubnej Panny Młodej:



Pozostaje mi jeszcze uszycie własnej sukienki, która przecież na taką okazję też musi być wyjątkowa.